"Krótkie
opowiadanie o samotności VI: Anioł w parku"
Zaczynała
się cicha i spokojna noc. Gwiazdy były doskonale widoczne na bezchmurnym
niebie. Nina wdrapała się na metalową balustradę mostu. Włosy i krótka sukienka
Niny lekko falowały za sprawą delikatnego wiatru. Ostatnie łzy spływały jej po
policzkach. Nie miła już siły płakać. Czasem dał się słyszeć cichy odgłos
łkania. Po drugiej stronie mostu zauważyła siedzącego czarnego kota, który
patrzył na nią. Przez moment ich spojrzenia się spotkały, ale kot wstał i
zniknął w ciemnościach. Bardzo chciała, żeby ktoś się zjawił, żeby ktoś
przypadkowo przychodził, bardzo chciała usłyszeć "Nie, nie rób tego"!
Ale nikogo nie było. Nikt się nie zjawił. Niczyje kroki nie przerwały
zalegającej ciszy. Była sama. Ona, gwiazdy i delikatny wiatr.
Nina
przechyliła się do przodu i poczuła jak spada. Z jej piersi wyrwało się ciche
"Nie!", ale było już za późno. Spadała. Zdążyła jeszcze pomyśleć,
jakie to dziwne i piękne uczucie… spadać. Czekała na uderzenie, ale zamiast
niego poczuła szarpnięcie i straciła przytomność.
Gdy
otworzyła oczy, świeciło słońce. Leżała na trawie w parku miejskim niedaleko
mostu. Błądziła oszołomiona wzrokiem to trawie, drzewach, niebie. Zatrzymała go
na chwilę na wieży kościelnej. Była 8:10. Usiadła na trawie i zaczęła się
zastanawiać gdzie jest i jak to się stało, że żyje? Wstała z trawy i usiadła na
ławce. Dopiero teraz zauważyła mężczyznę, który jej się przypatrywał. Mężczyzna
usiadł obok niej na ławce.
-
Zdziwiona? – zapytał spokojnie.
- Czym?
- Że
żyjesz – uśmiechnął się łagodnie.
- A…
czemu… mam być tym zdziwiona?
-
Skoczyłaś wczoraj z mostu.
Patrzyła
przez chwilę przed siebie, zanim zapytała – Skąd pan wie?.
- Bo
to ja cię uratowałem.
-
Kim pan jest? – zapytała bardzo zdziwiona.
-
Twoim Aniołem Stróżem.
-
Nie wiem czego się pana nałykał, ale fajna wizja – wesoło odparła Nina.
- Na
prawej łopatce masz znamię w kształcie małego kółka, a na lewym udzie bliznę.
Chciałaś się zabić trzy lata temu, gdy miałaś 16 lat. Myślisz, że masz ciężkie
życie, co częściowo jest prawdą. Myślisz, że nikt cię nie kocha, co niestety
jest prawdą. Wmawiasz sobie, że ty nikogo nie kochasz. A kot? Wsadziłaś go do
klatki razem z kopertą, w której są wszystkie twoje oszczędności i list, żeby
osoba, która go znajdzie zaopiekowała się nim. Przecież najprawdopodobniej,
osoba która go znajdzie, ukradnie pieniądze, a kota wyrzuci. Nie żal ci kota,
którego miałaś od małego. Kochasz go, przynajmniej jego.
-
Skąd pan to wszystko wie? – spytała przerażona.
-
Już mówiłem, jestem twoim Aniołem Stróżem, mogę ci opowiedzieć dowolne
wydarzenie z twojego życia.
-
Nie trzeba, nie chcę.
-
Jedno ci powiem.
-
Skoro musisz, to słucham.
- 2
września, cztery lata temu, wracałaś zamyślona ze szkoły. Weszłaś prosto pod
niebieski samochód. W ostatniej chwili poczułaś szarpnięcie. Rozglądałaś się
wokoło, chcąc wiedzieć kto cię pociągnął w stronę chodnika.
- To
byłeś ty?
-
Ja.
-
Naprawdę jesteś Aniołem Stróżem?
-
Tak, twoim Aniołem Stróżem. Wiem, nie wierzysz we mnie.
-
Jeżeli jesteś moim Aniołem Stróżem – powiedziała głośniej – to gdzie byłeś
przez te wszystkie lata mojego zasranego życia? Gdzie?!
-
Obserwowałem cię. Zawsze obok ciebie.
-
Obserwowałeś?
- A
co miałem ci rozwijać czerwony dywan przed każdym krokiem? Nosić na rękach?
Może jeszcze głaskać po głowie? Chciałaś się zabić, bo myślisz, że masz ciężkie
życie. Nie przeczę, lekko nie masz. Ale prawie wszyscy mają ciężko.
- Wszyscy?!
– odparła wściekła Nina – spójrz na tych ludzi w parku? Wszyscy są radośni,
szczęśliwi.
W
piękny, ciepły majowy poranek na parkowych ławkach siedziało 7 osób. Wzdłuż
głównej parkowej alei na każdej ławce siedziała jedna osoba.
-
Chcesz poznać ich życie, jacy są radośni i szczęśliwi? – spytał Anioł.
Nina
nie odpowiedziała. Patrzyła na ludzi, każdy wydawał jej się, uśmiechnięty,
szczęśliwy, bez problemów. Nieopodal włączyła się parkowa fontanna i Nina
drgnęła przy pierwszym odgłosie opadających kropel wody. Anioł uśmiechał się do
niej.
-
Choć Nino, opowiem ci o ich życiu.
*****
Pierwszym był
mężczyzna w średnim wieku. Siedział na ławce ze spuszczoną głową. Miał brudną
kurtkę, brudne spodnie i brudne buty. Włosy i skórę też miał brudną.
Śmierdział. Bezdomny alkoholik.
- Myślisz, że jest szczęśliwszy od
ciebie Nino?
- Tak – rzekła po krótkim namyśle –
ma wszystko gdzieś, nie pracuje, nie ma domu, o nic się nie troszczy, na
jedzenia nazbiera… tak, na swój sposób jest szczęśliwy.
- Wyjmij portfel i daj mu banknot –
rzekł Anioł.
- Mam 50 złotych.
- To daj mu.
- Chyba żartujesz? 50 złotych?
- Daj i tak ich nie weźmie.
Patrzyła na niego z niedowierzaniem.
W końcu wyjęła jednak banknot z portfela i podeszła do bezdomnego.
- Proszę, dla pana – powiedziała
podając mu banknot.
Bezdomny podniósł powoli głowę. Nina
dostrzegła ile w nim smutku. Patrzył długo na banknot, potem przeniósł wzrok na
Ninę.
- Dziękuję, schowaj pieniądze
dziecko, będę miał dzisiaj co jeść.
Nina spostrzegła, że oczy wypełniły
mu się łzami, a jedna z nich spłynęła po brudnym policzku. Bezdomny znowu
spuścił głowę i wpatrywał się w ziemię. Nina wróciła do Anioła z miną pytającą
o co chodzi.
- Przychodzi tu co poniedziałek –
powiedział Anioł i ruszył wolno parkową ścieżką, Nina podążyła za nim – jest
adoptowanym dzieckiem, gdy się o tym dowiedział, w wieku 16 lat uciekł z domu i
staczał się coraz niżej. Od pewnego czasu, ktoś przynosi mu co poniedziałek
torbę pełną jedzenia. Starcza mu to zazwyczaj na trzy dni. Całą niedzielę nie
pije, chce być trzeźwy dla tej osoby, która przynosi mu jedzenie. W
poniedziałek też jest trzeźwy, przyjmuje dary z prawdziwą wdzięcznością, potem płacze
i obiecuje sobie, że więcej tu nie przyjdzie. Potem pije do soboty i tak w
kółko.
- Dlaczego? Kim jest osoba
przynosząca mu jedzenie?
- Dowiesz się przy siódmym, ostatnim
człowieku. Na razie zapamiętaj tą historię.
*****
Na drugiej ławce siedziała
trzydziestoletnia kobieta. Z pogodnym wyrazem twarzy czytała książkę.
- Co o niej powiesz? – spytał Anioł
- Chyba czeka na koleżankę, albo na
chłopaka lub męża.
- Dlaczego tak sądzisz?
- Bo jest zadowolona, uśmiecha się
do siebie, można powiedzieć, że promienieje, a czyta "Proces" Kafki.
Czytałam tę książkę i nie ma w niej nic wesołego, więc pewno uśmiecha się do
swoich myśli, chyba jest szczęśliwa.
- W wieku 22 lat poroniła –
westchnął Anioł – w wieku 25 lat udało jej się urodzić chłopca. Dla niej i jej
męża był całym światem. Dwa lata temu zginął w wypadku samochodowym, a mąż jest
na wózku inwalidzkim.
Nina patrzyła na nią w milczeniu.
- Nie widać tego po niej –
powiedziała – pewno powiesz mi zaraz, że opiekuje się mężem i robi wszystko z
uśmiechem.
- A co miała zrobić, skoczyć z
mostu?
- Daruj sobie – odparła pogardliwie
Nina.
- Dwa razy w tygodniu jeździ do
cerkwi, jest prawosławna.
- Ale tu nie ma żadnej cerkwi? –
zdziwiła się Nina.
- Nie ma. Najbliższa jest jakieś 200 km stąd.
- To jej pewno zajmuje trzy godziny
jazdy.
- Nie ma samochodu.
- To czym jeździ?
- Pociągiem.
- W naszym miasteczku nie ma stacji
kolejowej – zdziwiła się Nina.
- Nie ma. Jedzie autobusem do
większego miasta, idzie kawałek pieszo na dworzec. Czeka na pociąg, którym
jedzie ponad trzy godziny. Idzie kawałek do cerkwi i to samo w drugą stronę.
Dwa razy w tygodniu. Jak myślisz dlaczego to robi? Bo Bóg zabrał jej dwójkę
dzieci? Bo ma męża na wózku inwalidzkim? Bo przychodzą dni, że nie ma już sił
żyć? Nie prościej było skoczyć z mostu?
- Już ci mówiłam, daruj sobie –
powiedziała przez zęby Nina i po chwili ciszy dodała – nie wiem… nie wiem
dlaczego to robi…
- Bo pogodziła się z życiem. Wie, że
jej dziecko jest w niebie i czuwa nad nią, bo dziękuje Bogu, że żyje jej mąż,
człowiek którego kocha, bo wie, że jej mąż potrzebuje jej teraz bardziej niż
kiedykolwiek, bo prosi o siły na dalsze życie.
- Zadziwiająca wiara – powiedziała
Nina i spojrzała na Anioła.
- Normalna. Jedzie do cerkwi, zapala
świece, płacze, modli się, wraca. Musi żyć dobrze i zgodnie z religia, bo chce
spotkać się ze swoim dzieckiem. Musi żyć dla męża. A do parku lubi przychodzić
i czytać. Robi to gdy tylko ma czas i jest pogoda. Prowadzi sobie takie
szczęśliwe, radosne życie.
- Już dobrze, wiem co chcesz mi
powiedzieć. Rozumiem. Chodźmy dalej.
*****
Na kolejnej ławce siedziała szczupła
kobieta. Wyszywała. Obok, rozłożone były różne czasopisma o wyszywaniu i
haftowaniu. Ubrana była w długą niebieską spódnicę i białą bluzkę. Spod
niebieskiego kapelusika wystawały krótko obcięte błąd włosy. Miała około 50
lat.
Nina zauważyła, że wyszywanie musi
sprawiać jej wielką przyjemność, bo widać, że wkłada całe serce w to co robi.
- Według mnie jest w niej pełno
radości - powiedziała Nina - robi z pasją to co lubi i cieszy się życiem. Ale
pewno powiesz mi całkiem co innego?
- Umówiła się z koleżanką o 12.00
- Dopiero minęła dziewiąta, ma
jeszcze sporo czasu.
- Bardzo się cieszy na to spotkanie.
Nie widziała się z koleżanką 10 lat. Koleżanka ma dzień wolnego i przyjeżdża z
innego miasta żeby się z nią spotkać.
- A ona? - Nina wskazała kobietę na
ławce - nie pracuje?
- Już nie. Trzy miesiące temu
wykryli u niej raka płuc. Lekarz daje jej sześć miesięcy życia. Czyli zostały
jej jeszcze trzy miesiące.
- Lekarze czasami się mylą - rzekła
z nadzieją w głosie Nina
- Ten też się pomylił, będzie żyła
jeszcze cztery miesiące.
- Ale masz poczucie humoru -
skarciła go Nina.
- Za dwa tygodnie będzie duże
załamanie choroby - kontynuował Anioł - już nie wstanie z łóżka. Ona wie, że to
kiedyś nastąpi więc czerpie jeszcze z życia pełnymi garściami, zamiast płakać,
albo...
- Skakać z mostu - dokończyła Nina -
Jak na Anioła jesteś bardzo okrutny.
- Spotyka się ze znajomymi i
wyszywa, haftuje. Zawsze to lubiła ale nigdy nie miała na to czasu. W ostatnich
dniach życia oddaje się swojej pasji.
- Rodzina będzie miała przynajmniej
pamiątkę - stwierdziła smutno Nina.
- Mąż zmarł pięć lat temu, dzieci
nigdy nie mieli. Siostra zmarła dawno, brat męża mieszka za granicą, nie
utrzymują kontaktu. Nikogo nie ma. wszystko będzie wyrzucone i ona o tym wie,
ale nie przejmuje się tym. Robi to co lubi.
- Ludzie rzadko tak postępują, a
przecież to piękne.
- Ty też tak robisz.
- Tak, robienie czegoś dla siebie sprawia
mi przyjemność.
- Ludzie jak coś robią to muszą mieć z tego jakąś korzyść, zysk.
Muszą robić coś co ma sens - w ich mniemaniu. Mało kto na przykład maluje
obraz, poświęca na to swój czas, a potem go wyrzuci. Bo samo malowanie sprawiło
mu przyjemność i to wystarczy.
- Musicie mieć niezły ubaw z ludzi
co? - Spytała wesoło Nina.
- Pozwolisz, że na to pytanie ci nie
odpowiem - uśmiechnął się delikatnie Anioł.
Kobieta odłożyła robótkę i pochyliła
się nad jedną z gazet.
- Jak się spotka z koleżanką, to
pewno jej nie powie o chorobie - zagadnęła Nina.
- Nie powie. Gdyby powiedziała tamta
by jej współczuła, rozmawiali by tylko o jej chorobie. A ona chce się cieszyć
ostatnimi dniami życia. Chce je przeżyć radośnie, dopóki może.
Poszli dalej alejką, która
delikatnie skręcał w prawo. Przed nimi był parkowy staw z fontanną, a obok na
trawie siedziała młoda kobieta.
*****
Młoda dziewczyna siedziała w pozycji
kwiatu lotosu, oczy miała zamknięte. Była obcięta bardzo krótko. Ubrana była w
długą kolorową suknię.
- Co ona robi? - Spytała Nina
- Medytuje to buddystka.
- Buddyści też mają anioły? To
znaczy chodzi mi o to, że mają innego szefa czyli Boga.
- Bóg jest tylko jeden.
- Ale te wszystkie wiary...
- To teraz nie jest istotne Nino.
- Dobrze. To co powiesz o niej?
Pewno znowu coś przykrego.
- Po wyjściu z poprawczaka mieszkała
ze swoim chłopakiem. Na jakiejś imprezie on i jego kolega, zgwałcili ją i
wyrzucili przez okno. Na szczęście to był parter.
- Dlaczego jej to zrobili?
- Bo była inna? Była buddystką? Nie
wiem. Bardzo często inność wystarcza do przemocy, agresji czy po prostu do
śmiania się - Anioł zrobił przerwę - A potem zaszła w ciążę, usunęła ją i do
dzisiaj żałuje tego czynu. I będzie żałowała do kończ życia.
- Może kiedyś jeszcze będzie miała
dzieci?
- Nie Nino, już nie może mieć dzieci
i wie o tym. Codziennie tęskni i płacze za tym, które zabiła.
- Smutne to...
- A przecież wszyscy mieli być
radośni i szczęśliwi - powiedział Anioł, a Nina spuściła głowę - Chodzi do domu
dziecka, pomaga jako wolontariuszka. Gdybyś mogła zobaczyć ten blask w oczach,
radość gdy podnosi małe dziecko, gdy starszym pomaga się uczyć. Wyobraża sobie,
że to jej dziecko. Dziecko, które ona mogła mieć.
Przez chwilę stali w milczeniu i
patrzyli przed siebie. - Gdy wyszła z
poprawczaka - kontynuował Anioł - miała w życiu tylko jedno marzenie. Chciała
mieć męża, dzieci i dom. Teraz już wie, że to marzenie nigdy się nie spełni.
Dziewczyna otworzyła oczy i powoli
wstała. Ubrała buty i przez chwilę wpatrywała się w staw. Potem ruszyła wzdłuż
brzegu, aż doszła do miejsca, gdzie staw stykał się ze ścieżką. Gdy się na niej
znalazła, spojrzała na zegarek i przyspieszyła kroku. Gdy ich mijała, Nina
zauważyła jej pogodną twarz.
- Gdzie ona idzie? - spytała Anioła.
- Opiekuje się jeszcze starszym
sąsiadem. Zrobi zakupy, zaniesie mu je, trochę posprząta w jego domu. Potem ma
spotkanie w sprawie pracy, bo od jakiegoś czasu jest bezrobotna. A po południu idzie
do domu dziecka. Stara się nie pamiętać tego co było, stara się żyć, ale nigdy
nie będzie w pełni szczęśliwa.
- Chodźmy już - powiedziała cicho
Nina - smutno się zrobiło.
- Ty też możesz mieć kiedyś dzieci.
- Wiem..
- Tylko musisz tego dożyć.
- Nie mówmy już o tym... proszę...
*****
Gdy szli parkową ścieżką, z
najbliższej ławki podniosła się młoda dziewczyna i rozmawiając przez telefon
minęła ich. Była wesoła, śmiała się.
- No i uciekła nam - zażartowała
Nina
- Nie uciekła - odparł poważnie
Anioł - ona jesz rzeczywiście szczęśliwa.
- Nie spotkało ją nic przykrego w
życiu? - zdziwiła się Nina.
- Nic. Są tacy ludzie, którzy są w
pełni szczęśliwi. Nie mówiłem, że takich nie ma. Tylko...
- Tylko jest ich mało prawda?
- Tak. Ona jest szczęśliwa na tę
chwilę, a co będzie później?
- Chcesz powiedzieć, że nikt nie
jest w pełni szczęśliwy przez całe życie. Są większe lub mniejsze, że tak
powiem, przykrości, tak?
- Tak...
*****
Przed
nimi siedział mężczyzna z otwartą gazetą. Otwartą, bo było widać, że jej nie
czyta. Wzrok miał utkwiony w jednym punkcie, był zamyślony. Przyglądali mu się
przez dłuższy czas. Dwa razy spojrzał na zegarek i znowu utkwił wzrok
nieruchomo w gazecie.
- Czeka na kogoś, prawda? - spytała
Nina.
- Tak, na kobietę, którą kocha -
odparł Anioł.
- To powinien być szczęśliwy, a
wygląda na zatroskanego.
- Jest żonaty, a kobieta na którą
czeka ma męża.
- Aaaa...
- Co aaa? - spytał Anioł.
- Czyli nie powinni się byli w sobie
zakochać... miłość... Pan Bóg dał ludziom miłość, zapomniał tylko dać
antidotum.
Anioł spojrzał na nią poważnie -
Sama to wymyśliłaś?
- Nie, przeczytałam w jakimś
opowiadaniu.
- Nie powinnaś czytać głupich
opowiadań.
- A co ty tam wiesz.
- W porównaniu z tobą, niewiele -
uśmiechnął się Anioł.
- Wiesz, że nie o to chodzi... To co mają teraz zrobić?
- Pomyśleć.
- Nie rozumiem - zdziwiła się Nina.
- On ma żonę i dwójkę dzieci. Ona ma
męża i trójkę dzieci. On naprawdę kocha żonę, a ona naprawdę kocha męża. Oboje
są wierzący.
- No to mają przesrane. Przepraszam
- dodała szybko Nina.
- A ja myślę, że nie mają...
przechlapane - poprawił Anioł.
- To co proponujesz? - spytała
ironicznie Nina.
- Już raz zdradzili swoich
współmałżonków, nie chcą tego więcej robić. Unikają się na wzajem, ale oboje
się tym męczą. Nie mogą się skupić na pracy, w domu, stają się nerwowi, męczy
ich to. Oboje nie mogą sobie z tym poradzić.
- To niech zamieszkają w czwórkę -
roześmiała się Nina.
- A może zamiast unikać siebie -
kontynuował dalej Anioł, nie zwracając uwagi na złośliwość Niny - spotykaliby
się. Nie na osobności. Pracują na sąsiednich ulicach, więc z pracy mogliby
wracać tym samym autobusem, albo w ciepłe dni iść pieszo, aż tak daleko do domu
nie mają. A mieszkają obok siebie, są sąsiadami, więc nikogo nie zdziwi, że
zawsze wracają razem. Mogliby rozmawiać na różne tematy, być obok siebie.
- Dziwne rady dajesz jak na Anioła.
- Jednemu i drugiemu by to
wystarczyło. Że są obok siebie, że mogą porozmawiać, pobyć czasem ze sobą.
- Więc dlaczego tego nie robią?
- Bo oboje myślą, że jak to
powiedzą, to zostaną wyśmiani, bo myślą, że druga strona oczekuje czegoś
więcej. Więc nawet jak wyprowadzają wieczorem psy, idą w przeciwnych
kierunkach. A mogliby przecież sobie porozmawiać.
- Dziwne rady dajesz jak na Anioła -
powtórzyła Nina - ale skoro tak mówisz, to... dlaczego im tego nie powiesz?
Widzę, że on ma już dość, zadręcza się, a z twojej opowieści domyślam się, że z
nią dzieje się to samo.
- Ja mam to powiedzieć? - zdziwił
się Anioł.
- Racja - przyznała zrezygnowana
Nina.
Nina przez moment wahała się czy nie
podejść do mężczyzny i nie powiedzieć mu tego. Ale nie miała odwagi. Ruszyli
dalej.
*****
Na ławce siedział 60 letni
mężczyzna. Z twarzy można było wyczytać zmęczenie, zmęczenie życiem. Miał ze
sobą reklamówkę na której były dwa małe, czarne kotki. Pełna reklamówka stała
na ławce obok mężczyzny. On sam patrzył w dal. Był zamyślony.
- Prawie 40 lat temu - zaczął Anioł
- gdy się ożenił, wraz z żoną adoptowali syna bo nie mogli mieć własnych
dzieci. Lecz później, gdy miał 7 lat, możesz to nazwać cudem, urodziły im się
bliźniaki.
- I oddali tego adoptowanego do domu
dziecka - zgadywała Nina.
- Nie! - oburzył się Anioł - gdy ich
adoptowany syn miał 14 lat, żona i bliźniaki zginęli w wypadku samochodowym.
Mężczyzna, którego widzisz na ławce załamał się. Syna wzięli na wychowanie
rodzice żony. On doszedł do siebie po ponad roku. Uświadomił sobie, że ma syna,
którego musi wychować. Chłopak wrócił do niego.
Przez cały czas mężczyzna siedział
na ławce nieruchomo, ze wzrokiem utkwionym, w jednym miejscu. W pewnej chwili
sięgnął po papierosa, zapalił go i znowu utkwił wzrok w jednym miejscu. Nie
palił. Papieros spokojnie wypalał się między jego palcami.
- I co było dalej? - spytała Nina.
- Chłopak przez cały czas nie
wiedział, że jest adoptowany. Gdy skończył 16 lat, ktoś mu o tym powiedział.
Wpadł wtedy w szał. Ubzdurał sobie, że po wypadku ojciec oddał go teściom bo
jego dzieci i żona zginęły, a on jest tylko adoptowanym przybłędą, a ojciec pod
wpływem wyrzutów sumienia czy litości, znowu po ponad roku przygarnął go pod swój
dach. Nie pomogły tłumaczenia ojca, że jest jego synem, że go kocha, że go
wychował i dał mu wszystko co miał. Źle się między nimi działo i w końcu,
mówiąc najprościej, uciekł z domu.
- Nie szukał go? - spytała Nina.
- Szukał, policja też. Ale chłopak
dobrze się ukrywał i staczał na dno.
- I co się z nim stało?
- Mówiłem ci, żebyś zapamiętała
pierwszą osobę, tego pijaka na ławce, to właśnie jego adoptowany syn.
- I on nie wie o tym?
- Wie. Zobaczył go pół roku temu w
tym parku.
- Wiec czemu nie podszedł... nie
powiedział mu... - dziwiła się Nina.
- Na początku chciał, ale
zrezygnował. Co tydzień przynosi mu reklamówkę pełną jedzenia. Wie, że to jego
syn i myśli, że on go nie poznaje. A jego syn wie, że to jego ojciec, ale
myśli, że ojciec nie poznaje jego. Pamiętasz historię pierwszej osoby.
- Tak i zaczynam rozumieć jego
zachowanie, to smutne. Gdyby powiedzieli sobie prawdę... może dałoby się to
jeszcze naprawić.
- Może... - Anioł ruszył z kierunku
wyjścia z parku - To są historie ludzi, których uważałaś za szczęśliwych,
Jeszcze raz ci powiem, wiem że nie masz
łatwego życia, dużo przykrych rzeczy cię spotkało i to nie z twojej winy, ale
zawsze warto żyć. Bo nie ma ludzi szczęśliwych przez całe życie. Ludzie radośni
i weseli, których spotykasz w szkole, na chodniku, w autobusie, w
rzeczywistości mają masę problemów. Problemów może dużo większych i gorszych
niż ty. A jednak się uśmiechają, żyją.
Weszli na wzniesienie, które
znajdowało się tuż za parkiem. Nina odwróciła się w stronę parku. Zastanawiała
się. Robiło się ciepłe wiosenne popołudnie.
- Chyba masz rację, ci ludzie mają
większe problemy niż ja, większe zmartwienia, a żyją, cieszą się. Wiesz… - Nina
rozglądała się wokoło – gdzie jesteś?
Anioł zniknął. Stała sama i patrzyła
na park, na ludzi. Stała zamyślona i pozwoliła delikatnemu wiatrowi rozwiewać
jej włosy. Trochę czasu minęło, zanim ruszyła do parku.
*****
Nie
było już w parku żonatego mężczyzny, który zakochał się w mężatce, ani
buddystki, ale Nina postanowiła podejść do pozostałych ludzi.
60-cio
latek właśnie wstał z ławki i dźwigając reklamówkę pełną jedzenia szedł wolno
parkową alejką. Nina podbiegła do niego i powiedziała mu, że zna historie jego i
syna. Powiedziała mu, żeby odważył się powiedzieć synowi kim jest, żeby się pogodzili,
bo może nie wszystko jeszcze jest stracone. Staruszek otworzył usta, ale Nina
poprosiła, żeby nie pytał skąd ona to wie, tylko niech idzie i powie wszystko
synowi. Mężczyzna długo się w nią wpatrywał, a potem, Ninie wydawało się, że
roziskrzyły mu się oczy i nawet delikatnie się uśmiechnął, ruszył w stronę
ławki gdzie siedział jego syn. Nina usłyszała jak mówi cicho do siebie „Powiem
mu, tak… powiem”.
Następnie podeszła do kobiety
wyszywającej serwetki i poprosiła ją czy może kupić dwie lub trzy bo bardzo się
jej podobają. Kobieta zaczęła się śmiać, wzruszyła się. Wyjęła z torby kilka
serwetek i wręczyła je Ninie.
- Proszę – powiedziała z uśmiechem –
widziałam cię jak chodzisz sama po parku, ale nie spodziewałam się, że zwrócisz
uwagę na to co robię.
- Sama?... A tak… sama – Nina
uświadomiła sobie, że Anioła nikt nie widział, tylko ona – Ale tu jest osiem
serwetek.
- Weź je wszystkie. Daję ci je.
- Naprawdę? Nie szkoda pani się ich
pozbywać?
- Nie mam je komu dać moje dziecko.
A ja… - machnęła ręką – nieważne… są twoje, przynajmniej będzie z nich jakiś
pożytek, jeżeli ci się naprawdę podobają.
Nina patrzyła na jej uśmiechniętą
twarz i ciężko jej było uwierzyć, że za dwa tygodnie już nie wstanie z łóżka, a
potem… „I ona o tym wie” pomyślała Nina.
Podziękowała za serwetki, uściskała
kobietę, czym wprawiła ją w zaskoczenie i pobiegła do kobiety, która straciła w
wypadku dziecko.
Powiedziała
jej, że jej dziecko na pewno nad nią czuwa jako mały aniołek i żeby się o niego
nie martwiła tylko cieszyła życiem. Kobieta patrzyła na nią z szeroko otwartymi
oczami i ustami. Nina pocałowała ją w policzek i pobiegła z powrotem w kierunku
wyjścia mijając po drodze ciągle roześmianą kobietę od serwetek.
Gdy
była znowu na wzniesieniu za parkiem obejrzała się. Ojciec z synem stali w przy
ławce obejmując się. Ninie wydawało się, że obaj płaczą, ale odległość była za
duża, więc pewno jej się tylko wydawała.
Kobieta
od serwetek machała do niej energicznie ze swojej ławki. Nina też jej
pomachała, odwróciła się i pobiegła w stronę centrum miasta.
- Życie
jest kurwa piękne… przepraszam Aniołku! – zasłoniła dłonią usta – wyleciało mi.
Przepraszam, już nie będę! Mogę cię nazywać Aniołkiem prawda? Nie będziesz się
gniewał co? Życie jest jednak piękne!