FINCH NEST/GNIAZDO ZIĘBY
Drogi biegną / Zazwyczaj znikąd donikąd / Dlatego trudno trafić --- Małgorzata Anna Bobak
13 lipca 2016
5 lipca 2016
Wyniki konkursu nr 15
miejsce 1 – 22 punkty (5+4+4+3+3+2+1)
haiku nr 10.
opuszczony dom
z gniazda w kominie
głos kawki
Sława Sibiga
******************************
miejsce 2 – 21 punktów (5+5+4+3+2+1+1)
haiku nr 2.
ciepłe przedwiośnie -
spod strzechy co rusz spada
źdźbło suchej trawy
Wiesław Karliński
******************************
miejsce 3 – 15 punktów (5+5+3+2)
haiku nr 12.
pierwsza rocznica…
w pudełku na balkonie
pisklę gołębia
Marta Chociłowska
******************************
miejsce 4 – 13 punktów (4+3+3+2+1)
haiku nr 15.
rześki poranek
długonoga czapla
udeptuje gniazdo
Lena Pelowska
******************************
miejsce 5 – 13 punktów (5+4+3+1)
haiku nr 1.
bocianie gniazdo
szykują się na przylot
gałązki wierzbiny
Lena Pelowska
******************************
miejsce 6 – 12 punktów (5+4+2+1)
haiku nr 18.
staruszka w oknie
opuszczone gniazdo
targa wiatr
opuszczone gniazdo
targa wiatr
Adam Augustin
******************************
miejsce 7/8 – 12 punktów (5+5+2)
haiku nr 9.
nagły podmuch -
w gnieździe czapli para
siwych piór
w gnieździe czapli para
siwych piór
Zuzanna Truchlewska
miejsce 7/8 – 12 punktów (5+4+3)
haiku nr 20.
upalne lato
nad bocianim gniazdem
biały baldachim
nad bocianim gniazdem
biały baldachim
Dorota Ocińska
******************************
miejsce 9 – 8 punktów (4+3+1)
haiku nr 3.
cisza przed burzą
na szczycie starej wieży
milknący klekot
Wiesław Karliński
******************************
miejsce 10 – 8 punktów (5 +3)
haiku nr 16.
sfermentowane czereśnie
młody kos
pomylił gniazda
Azi Kuder
******************************
7 punktów (4+2+1)
haiku nr 14.
ptasi rodzice
z dzioba do dzioba
gliiiiizda
z dzioba do dzioba
gliiiiizda
Dorota Ocińska
6 punktów (3+2+1)
haiku nr 4.
fabryczny komin
w gnieździe sokołów
w gnieździe sokołów
z dnia na dzień gwarniej
Elżbieta Anna Podleśna
6 punktów (5+1)
haiku nr 7.
ku-ku i ku-ku –
ciągle puste
gniazdo kukułki
ciągle puste
gniazdo kukułki
Krzysztof Kokot
5 punktów (4+1)
haiku nr 11.
parka wróbli
trzepocze skrzydłami —
w gnieździe jajko
trzepocze skrzydłami —
w gnieździe jajko
Adam Augustin
4 punkty (3+1)
haiku nr 5.
gniazdo już puste
na szyszkę spadło piórko
smutno ci sosno
Maria Piasecka
4 punkty (2+2)
haiku nr 19.
szczebiot jaskółek
pod okapem dachu
pustoszeje gniazdo
pod okapem dachu
pustoszeje gniazdo
Elżbieta Anna Podleśna
4 punkty
haiku nr 8.
młode kukułki
w gnieździe drozda śpiewaka
zamieszanie
Marta Chociłowska
4 punkty
haiku nr 13.
przed sezonem -
wielkie poruszenie
w gniazdach mew
wielkie poruszenie
w gniazdach mew
Zuzanna Truchlewska
2 punkty
haiku nr 21.
wysoka sosna -
nad gniazdem wronich piskląt
szybuje jastrząb
nad gniazdem wronich piskląt
szybuje jastrząb
Teresa Grzywacz
2 punkty
haiku nr 22.
z gniazda jaskółki
wyfrunęła kukułka -
wiosna w zagrodzie
wyfrunęła kukułka -
wiosna w zagrodzie
Teresa Grzywacz
Bez punktu
haiku nr 6.
GPS-
na bocianim gnieździe
hula wiatr
na bocianim gnieździe
hula wiatr
Krzysztof Kokot
haiku nr 17.
siedlisko
para bocianów powraca
do własnego gniazda
Sława Sibiga
28 czerwca 2016
25 czerwca 2016
Blank guchy Hans i kulawy Wili,
Oba we jednyj miyszkali willi.
Hans na wiyrchu, zaś Wili na dole,
A naprzeciw miyszkali Gorole.
Obok ze babom se miyszkoł Zefek,
I od nich synek, tyn pieron Sztefek.
I srogi feszter, Ziguś brodaty,
Co zbiyro flinty i stare graty.
Dali se miyszko blank staro Lyjna,
Co cołkie życie mo fest krzywo myjna.
I jeji wnuczek, świdraty Kajtek,
Co durch po placu loto bez majtek.
Nojwyższo chałpa mo zmierzło Truda,
Ona durch robi wszystkim ostuda.
Niży zaś miyszko rubo Angela,
Co to sie kompie ino w niydziela.
Za rogiym miyszko se mało Gryjta,
Co obczaskała ze wanny glyjta.
Pod niom zaś Rółza co piyrze szkubie,
Gerard – jyj chop, co robi na grubie.
I jeszcze Hilda – baba łod Szklorza,
Kulawo Cila – baba masorza.
I stary Franek, łojciec od Any,
Co czynsto łazi mocno naprany.
Tak sie mieszkają, wszyscy sie znajom,
Jedni sie lubiom, drudzy sie pszajom.
Jedni do kupy, a drudzy sami,
Wszyscy – Hanysy ze Gorolami.
19 czerwca 2016
10 czerwca 2016
Zapraszam do konkursu haiku.
Regulamin konkursu nr 15:
1. Temat:
Gniazdo,
budowanie gniazd, opuszczanie gniazd przez młode ptaki, puste gniazda (czyli
kigo wiosenno-letnie)
2. Termin: od 13.06.2016
roku do 01.07.2016 roku, do godziny 20.00.
3. Każdy
może przysłać dwa niepublikowane nigdzie
haiku; forma dowolna.
4. Haiku
proszę przysłać na adres: ad.eddie.ad@gmail.com w tytule
wpisać „konkurs nr 15” .
5. Haiku
proszę podpisać swoim imieniem i nazwiskiem.
6. Proszę
wpisać haiku w treść maila, nie jako załącznik.
7. Każdy
uczestnik konkursu zobowiązany jest do głosowania. Głosujemy w następujący
sposób: za pierwsze miejsce 5 punktów, za drugie 4pkt, za trzecie 3pkt, za
czwarte 2pkt, za piąte 1 punkt. Tylko tak! W razie takiej samej ilości punktów,
wyżej jest to haiku, na które głosowało
więcej osób np.
a. haiku
nr 1 (5+3) = 8 punktów
b. haiku
nr 2 (4+2+1+1) = 8 punktów
wyżej jest haiku nr 2.
8. Nie
głosujemy na swoje haiku!
9. Gdy
ktoś nie zagłosuje, jego haiku zostaną wykreślone z zabawy.
10. Termin
głosowania od
02.07.2016 roku do 08.07.2016 roku, do godziny 20.00
Każdy kto weźmie udział w zabawie, automatycznie akceptuje
wszystkie punkty regulaminu.
24 maja 2016
18 maja 2016
Po pół rocznej przerwie, moja kolejna haiga w Daily Haiga
jesienny wiatr
wysoko nad wzgórzem
papierowy latawiec
13 kwietnia 2016
7 kwietnia 2016
Stowarzyszenie
na Rzecz Rozwoju Zespołu Szkół w Koziegłowach zaprasza wszystkie chetne osoby
na serię przedstawień teatralnych do MGOPK w Koziegłowach. W repartuarze mamy
dwie sztuki:
"Kandydatki
na żonę" Andrzeja Dembończyka
"Damy
i huzary" Aleksandra Fredry
obie
w reżyseri aktora Teatru im. Adama Mickiewicza w Częstochowie -Roberta
Rutkowskiego
Przedstawienia
odbywać będą się w następujacych terminach:
08.04.-godz
18.00
10.04.-
godz 16.00
15.04.-
godz 18.00
5 kwietnia 2016
"Kandydatki na żonę" w Ostrołęckim Centrum Kultury -->
OCK, Klub Oczko
i po występie
i po występie
W piątek, 15 kwietnia w Klubie Oczko
odbył się premierowy pokaz najnowszego spektaklu w wykonaniu młodych aktorów
Ostrołęckiej Sceny Autorskiej. Sztukę „Kandydatki na...” opartą na podstawie
scenariusza Andrzeja Dembończyka wyreżyserował Wojciech Kraszewski.
Rzecz dzieje się w XIX-wiecznym dworku. Do wujostwa na lato przyjeżdża młody kawaler Wiktor i dowiaduje się, że gospodarze postanawiają go ożenić. Zapraszają pięć kandydatek z sąsiednich majątków. Te prezentują się przed kawalerem i „starają się o jego rękę”. Każda z nich jest inna, prezentują swoje hobby i każda liczy, że to ona będzie wybrana.
To drugi już w tym roku spektakl premierowy OSA.
Autor sztuki: Andrzej Dembończyk/ Obsada: Robert Tyc l Mateusz Młynarczyk l Matylda Niewiadomska l Monika Kacprzyńska l Karolina Dziełak l Patrycja Zalewska l Alicja Dawidczyk l Filip Niewiadomski l Adrianna Wójcik. Reżyseria: Wojciech Kraszewski.
linkRzecz dzieje się w XIX-wiecznym dworku. Do wujostwa na lato przyjeżdża młody kawaler Wiktor i dowiaduje się, że gospodarze postanawiają go ożenić. Zapraszają pięć kandydatek z sąsiednich majątków. Te prezentują się przed kawalerem i „starają się o jego rękę”. Każda z nich jest inna, prezentują swoje hobby i każda liczy, że to ona będzie wybrana.
To drugi już w tym roku spektakl premierowy OSA.
Autor sztuki: Andrzej Dembończyk/ Obsada: Robert Tyc l Mateusz Młynarczyk l Matylda Niewiadomska l Monika Kacprzyńska l Karolina Dziełak l Patrycja Zalewska l Alicja Dawidczyk l Filip Niewiadomski l Adrianna Wójcik. Reżyseria: Wojciech Kraszewski.
Było :)
SZARLOTKA Z HERBATĄ
Grupa teatralna Gdańska 4 ma przyjemność zaprosić Państwa na zabawną, pełną
humoru, absurdalną jednoaktówkę pt. "Szarlotka z herbatą" na
podstawie tekstu Andrzeja Dembończyka, w reżyserii Huberta Domańskiego.
Spektakl będzie prezentowany w ramach Spotkań Literackich "Moje
Metafory" w Młodzieżowym Domu Kultury w Puławach 08.04.2016 r. (piątek) o
godz.16.00 w sali widowiskowej.
Obsada: Aleksandra Firlej, Julia Płaczkowska, Alicja Rzepka, Oktawia Wartacz,
Maciej Synowiec.
31 marca 2016
19 lutego 2016
A tak Było w Praszce.
Niebawem nagrania dla potrzeb słuchowiska dla Radia Ziemi Wieluńskiej.
artykuł i więcej zdjęć --> Twój Teatr
16 lutego 2016
9 lutego 2016
Japoński magazyn KUZU 12/2015 i moje haiku w dwóch wersjach
Jesienny wieczór
wysoko w górach został
zapach jej perfum
Wybór Yamamoto Dojū:
散策の山路に残る秋の冷え
Sansaku
no yamaji ni nokoru aki no hie
Był tylko
spacer / na górskiej ścieżce został / jesienny chłód
Wybór Kobayashi Toshiaki:
君と共に歩きし山路秋の風
Kimi to tomo ni arukishi yamaji aki no kaze
Tą górską ścieżką / z tobą szedłem jesienny / wieje wiatr
7 lutego 2016
"Krótkie opowiadanie o samotności VII: Smutna
dziewczyna"
Żyła
sobie smutna dziewczyna, nazwijmy ją Felicja. Któregoś dnia zauważyła, że z
każdym dniem staje się coraz bardziej smutna. Sama nie wiedziała dlaczego tak
się dzieje. Miała przyjaciół, znajomych, chodziła do szkoły, nawet lubiła się
śmiać. Nie wiedziała skąd pochodzi jej smutek. Czuła go w sobie.
Za
jej domem była polana, a dalej gęsty las. Miała tam swoje ulubione miejsce, na
granicy polany i lasu. Często tam spacerowała czy po prostu siedziała na trawie
i patrzyła przed siebie. I chociaż czuła, że właśnie w tym miejscu jej smutek
staje się coraz większy, często tam chodziła. Aż zauważyła że tylko tam, na
skraju polany, czuje się dobrze. Przychodziła tam coraz częściej i przebywała
coraz dłużej.
W
dniu swoich 15 urodzin gdy siedziała tam smutna i samotna zaczęła sobie
wyobrażać, że znajduje się tu mały drewniany domek, a ona nie siedzi na trawie
tyko na krześle przy drewnianym stole. Zaczęła go sobie wyobrażać bardzo
dokładnie, każdy szczegół. Każdy sęk w drewnianej belce, każdą dziurkę po
korniku. Wyobraziła sobie małe okienko i piecyk na którym będzie gotowała
obiady.
Pewnego
dnia zauważyła, że to co sobie tak dokładnie wyobraża, zaczyna się spełniać.
Powstały ściany, okna, dach. Zaczęła przebywać w tym miejscu coraz dłużej i
wysilać swoją wyobraźnię coraz bardziej. Aż w dniu jej 18 urodzin dom był
gotowy.
Gdy była w środku widziała przez ściany
polanę, las i swój prawdziwy murowany dom. Mogła również przechodzić przez
ściany, a nad głową, wieczorem, widziała tysiące gwiazd. Z czego zbudowany był
dom? Ze smutku. Jedynym materiałem był smutek. Felicja wiedziała, że dla innych
ten dom jest niewidzialny. Żeby go zobaczyć, trzeba mieć na dnie serca
olbrzymie złoże smutku.
Felicja marzyła, że kiedyś, ktoś zobaczy
jej dom i zapuka do drzwi. Ten ktoś musiałby mieć w sercu ogromny smutek. Wtedy
ona otworzy i zostaną na zawsze razem w domu ze smutku, pogrążeni w smutku. Ale
nikt taki się nie zjawiał.
Felicja zaczęła sobie wyobrażać
przedmioty potrzebne w domu: stół, krzesła, skromne łóżko, obrazy na ścianach,
kubek, drewnianą łyżkę, wszystko w najdrobniejszych szczegółach. Dokładała
smutek do smutku i tworzyła z tego materiału ciągle nowe rzeczy. Garnki, miski,
nawet lustro. Zajęło jej to dwa lata. W dniu 20 urodzin, wszystko było gotowe.
Nawet ogień palił się w piecu. Wprawdzie nie dawał ciepła, nie ogrzewał, ale Felicja nauczyła się na nim
gotować pyszne smutne potrawy. To było łatwe. Wystarczyło mieć w sobie dużo
smutku, składać te smutki razem, kształtować, formować.
Gdy skończyła szkołę, zaczęła pracować w
małej kwiaciarni. Po pracy biegła prosto do swojego domu ze smutku i tam była
naprawdę szczęśliwa. A jako że miała w sobie olbrzymie złoża smutku, w jej domu
pojawiały się ciągle nowe rzeczy.
Pewnego dnia spotkała Franka. Spotkali
się na przystanku autobusowym. Obserwował ją już od jakiegoś czasu. Jak jej
później powiedział, spodobała mu się jej rozwaga i zamyślenie. Nie wiedział, że
to był tylko zwykły smutek i nigdy się tego nie dowiedział. Próbował zaprosić
ją na kawę, ale Felicja ciągle odmawiała twierdząc, że nie ma czasu. On nie
nalegał. Rozmawiali zawsze na przystanku, a od czasu do czasu on ponawiał
zaproszenie na kawę. Felicji po pewnym czasie spodobały się rozmowy z Frankiem
i pewnego dnia pozwoliła się zaprosić na kawę. Potem była druga kawa, trzecia
kawa… spacer, kino. Felicja nawet nie zauważyła, że coraz mniej się smuci, że
coraz więcej w niej radości.
Przez ten cały czas chodziła do swojego
smutnego domu, ale nie wytwarzała już nic nowego. Miała w sobie zbyt mało
smutku. Nie zorientowała się, że niektóre rzeczy w jej domu niszczeją, a
niektóre znikają. Coraz rzadziej w nim przebywała. Pewnego dnia zawalił się
kawałek ściany i dachu.
Coraz więcej jej życia wypełniał Franek.
Zakochała się i była radosna. A jej dom zbudowany ze smutku? To już była ruina.
Felicja w końcu zauważyła, że wali się jej dom, który przez tyle lat misternie
tworzyła. Nie przejmowała się tym jednak. Poddała się nowym uczuciom: miłości i
radości. I chociaż czuła, że nie powinna ufać tym uczuciom, że one nie są dla
niej, to na zmianę było już za późno. Poza tym nie chciała już nic zmieniać.
Chciała trwać w miłości i radości.
Pewną letnią, słoneczną niedzielę
spędzili w wesołym miasteczku. Felicja śmiała się cały dzień. Zapomniała w tym
dniu co to jest smutek, że istnieje coś takiego jak smutek. Była radosna.
Wieczorem Franek, jak zawsze, odprowadził ją do domu. (Felicja nigdy nie
pokazywała ani nie mówiła o domu ze smutku. Zresztą i tak by go pewno nie
zobaczył). Gdy całowali się na pożegnanie, Felicja zauważyła w jego oczach coś
dziwnego i to coś, przypomniało jej nagle o smutku.
Gdy się pożegnali, Felicja pobiegła
prosto do swojego domu ze smutku. Ale domu już prawie nie było. Została jedna w
połowie zawalona ściana, odrobina zniszczonego sprzętu domowego i jedno krzesło
– w prawie idealnym stanie. Usiadła na nim i rozejrzała się wokoło. Nie
żałowała jednak tego, że jej dom ze smutku się zawalił. Miała Franka, była
zakochana i radosna. "Ten dom nie będzie mi już potrzebny" – pomyślała
uśmiechając się do siebie.
Nazajutrz nie spotkała Franka. Nie
spotkała go też na drugi i trzeci dzień. Nie spotkała go już nigdy. Franek
zniknął. Nie wiedziała gdzie ani dlaczego? Poszła nawet do pracy Franka zapytać
o niego. Powiedzieli jej, że Franek się zwolnił i gdzieś wyjechał. Niczego
więcej się nie dowiedziała. Wrócił smutek, przygnębienie i samotność.
Pewnego dnia nie poszła do pracy. Poszła
do swojego domu ze smutku, ale domu już nie było. Stało tylko krzesło. Wszystko
zniknęło. Usiadła na nim i zaczęła sobie wszystko przypominać. Wszystko co
stworzyła przez długie lata. Chwile tu spędzone. Była wtedy szczęśliwa w swoim
smutku. Teraz wszystko przepadło, nie zostało nic. Łzy potoczyły się po jej
policzkach. Pomyślała przez chwile, że może wszystko stworzyć na nowo, jak
dawniej. Ale nie miała sił. Wiedziała, że zajmie jej to lata. I chociaż miała w
sobie więcej smutku niż kiedyś, nie miała siły tworzyć wszystkiego od
początku.
Chciała umrzeć. Tu i teraz. Zaczęła
wyobrażać sobie grób, swój grób. Potem grobowiec, bo zawsze chciała mieć
wspaniały grobowiec. Wielki grobowiec, z rzeźbionymi marmurowymi kolumnami,
które oplatają rzeźbione marmurowe liście bluszczu. W jej sercu, nie tylko na
dnie ale w całym sercu, musiał być olbrzymi smutek, bo w ciągu kilku godzin
olbrzymi grobowiec był gotowy. Na grobowcu był tylko napis Felicja. Bez
nazwiska, dat czy epitafium. Popatrzyła na swój grobowiec i uśmiechnęła się.
Serce przepełnione smutkiem nie wytrzymało. Umarła szybko i zapadła się w
marmurowy grobowiec stworzony ze smutku.
Oczywiście nikt nie widział grobowca.
Ludzie przechodzili obok nic nie widząc. Ale pewnego dnia przez polanę
przechodził chłopak, który zauważył grobowiec. Zdziwił się, że stoi samotny, na
leśnej polanie, na skraju lasu, zamiast na cmentarzu. Skoro go zauważył, jego
serce musiało być przepełnione smutkiem.
Gdyby przechodził tedy wcześniej, pewno
zauważył by dom. Może by zapukał, wszedł do środka, tak jak chciała Felicja. I
może byliby szczęśliwi w swoim wspólnym smutku. Ale jak to zazwyczaj bywa,
przechodził za późno.
Chłopak wrócił tu następnego dnia,
zapalił znicz, pomodlił się. Długo rozmyślał kto tu spoczywa? Kim była Felicja?
Dlaczego tu jest jej grobowiec?
Gdy widzisz znicz lub świeczkę palącą się
w szczerym polu, na polanie, w przydrożnym rowie lub w jakimś
"samotnym" miejscu, pomyśl, że prawdopodobnie jest tam czyjś grób. Tylko
ty go nie widzisz bo jest w tobie za dużo radości. Ale ktoś kto zapalił tam
znicz czy świeczkę widział go. Ktoś bardzo smutny.
Pomyśl o tym i gdy zobaczysz palący się
znicz na "pustej przestrzeni" nie przechodź obok obojętnie.
28 stycznia 2016
12 stycznia 2016
puk puk puka
mokrodźwięk o szkłościan
kap kap kapią
wodokulki z liściokolców pinusa
puk puk puka
mokrodźwięk o drewniany odpoczywnik
kap kap kapią
wodokulki z urwanego wodoślizgu
gorące płynoczynie parzy chwytniki
gorący zaklinacz snów parzy plotkownik
puk puk puka mokrodźwięk
kap kap kapią wodokulki
1 stycznia 2016
7 grudnia 2015
4 grudnia 2015
Rengay "Odloty"
zamarznięty staw
wzdłuż brzegu spaceruje
samotny łabędź
staruszka w czarnym płaszczu
kupuje czerwony znicz
dziecięcy pokój
między misiem a lalką
warstwa kurzu
zaskrzypiał fotel
za drzwiami drobne kroki
i ciche puk puk
spacer po miejskim parku
mały pies goni wrony
z głośników walc
uśmiech dziadka z łyżwami
na plecach
wzdłuż brzegu spaceruje
samotny łabędź
staruszka w czarnym płaszczu
kupuje czerwony znicz
dziecięcy pokój
między misiem a lalką
warstwa kurzu
zaskrzypiał fotel
za drzwiami drobne kroki
i ciche puk puk
spacer po miejskim parku
mały pies goni wrony
z głośników walc
uśmiech dziadka z łyżwami
na plecach
haiku: 1, 3, 5 - Andrzej Eddie Dembonczyk
haiku: 2, 4, 6 - Adam Augustin
27 listopada 2015
22 listopada 2015
Rengay napisany z Zuzanną Sue Truchlewska
"Zimową porą"
grudniowy ranek
czarne dachy domów
przykryte szronem
czarne dachy domów
przykryte szronem
na bezlistnym drzewie ptak
zrzuca skrzydłami puch
zrzuca skrzydłami puch
prószy i prószy
coraz bardziej pochylony
drewniany płot
coraz bardziej pochylony
drewniany płot
wszędzie biało
w zimowej zawierusze
czerwony szalik
w zimowej zawierusze
czerwony szalik
w cienkich soplach lodu lśni
blask ulicznej latarni
blask ulicznej latarni
noc –
krople deszczu spadają
w topniejący śnieg
krople deszczu spadają
w topniejący śnieg
haiku: 1, 3, 5 - Andrzej Eddie Dembończyk
haiku: 2, 4, 6 - Zuza Sue Truchlewska
haiku: 2, 4, 6 - Zuza Sue Truchlewska
13 listopada 2015
TEATR PRZY STOLIKU – „ Biuro matrymonialne”
Dnia
05.11.15 r. w wypożyczalni dla dorosłych Miejskiej Biblioteki
Publicznej w Lubawie miała miejsce premiera „Teatru przy stoliku”.
Zaprezentowano sztukę Andrzeja Dembończyka „Biuro matrymonialne”. Autor
zgodził się na tę prezentację, życzył dobrego odbioru oraz świetnej
zabawy z racji tego, iż sztuka ta jest przekomiczna komedią, która
zabawnie, acz nie pozbawiając swady, ukazuje spojrzenie na kojarzenie
par przez pośredników, jakim są biura matrymonialne. Zakończenie
zaskakuje nie tylko bohaterów, ale i publiczność.
W aktorów wcieliły się panie: Teresa Kowalkowska, Renata Berdyńska oraz
Teresa Marchlewska. Kawa, dobre ciastko, a przede wszystkim doskonały
humor sztuki, sprawiły, iż publiczność nagrodziła występ gromkimi
brawami. Duże podziękowania należą się autorowi, za możliwość
wykorzystania scenariusza, paniom, które wcieliły się w role oraz
publiczności.
Zapraszamy wszystkich chętnych, którzy mieliby ochotę bawić się w teatr
amatorski i współkreować „Teatr przy stoliku”, aby zgłaszać się do
wypożyczalni dla dorosłych MBP Lubawa.
zródło ---> http://www.biblioteka.lubawa.pl/8-news/33-teatr-przy-stoliku-biuro-matrymonialne-andrzej-dembonczyk.html
8 listopada 2015
"POŻAR"
Czteropiętrowa
kamienica paliła się już od parteru po dach. Ludzi przed kamienicą było już
więcej niż jej mieszkańców. Jakiś mężczyzna płakał bo nie zdążył na autobus,
musiał czekać godzinę na następny i dzięki temu nie ma go teraz w środku palącego
się domu. Inny mężczyzna płakał bo w środku jest jego żona z dzieckiem i chciał
wbiec do środka. Ludzie musieli go trzymać, żeby tego nie zrobił.
Drzwi
wejściowe, jedyne drzwi, były całe w ogniu. Nie dało się wejść do kamienicy.
Zresztą nikt nie miał zamiaru tam wchodzić. Wszyscy dyskutowali, nagrywali
pożar na smartfony, robili zdjęcia, mówili o wybuchu, który słyszało kilka
osób.
Prawa
strona paliła się bardziej niż lewa. Tak przynajmniej wydawało się Markowi. Po
lewej stronie było tylko dużo dymu. W oknie na ostatnim piętrze Marek zauważył
dwójkę dzieci. Ale chyba nikt inny tego nie zauważył, bo po prawej stronie na
ostatnim piętrze na parapecie usiadł mężczyzna trzymający malutkie dziecko. Za
nim było widać potężny ogień. Ludzie natychmiast skierowali tam smartfony. Ktoś
krzyknął żeby nie skakał, ktoś inny, że jest za wysoko, że się zabije.
Mężczyzna
przechylił się. Spadanie trwało krótko. Uderzył o wybrukowany placyk przed
kamienicą. Natychmiast pobiegło tam kilka osób. Zatrzymali się kilka kroków od
miejsca gdzie upadł mężczyzna z dzieckiem. Ktoś zwymiotował, ktoś złapał się za
głowę, inni machali rękami. Na moment ludzie umilkli.
Marek
patrzył na lewą stronę, gdzie dwie dziecięce twarze były przyklejone do szyby.
Za nimi było widać czarny dym. Spojrzał na ludzi ale nikt nie widział dzieci.
Po chwili wahania ruszył w kierunku palącej się kamienicy. Nie miał szans
dostać się przez drzwi. Wspiął się na balkon na parterze. Usłyszał za sobą
krzyki gapiów. Prawdopodobnie dopiero teraz zorientowali się co zamierz zrobić.
Marek
był już na balkonie. Adrenalina uderzyła mu do głowy. Na parterze były stare
drewniane okna więc wybicie szyby nie było trudne. Znalazł się w mieszkaniu, w
którym było pełno dymu. Właścicieli nie było w mieszkaniu. "Szczęściarze"
pomyślał Marek. W przedpokoju na szafce leżały klucze. Marek otworzył nimi
drzwi na korytarz. Spodziewał się ściany ognia, ale zamiast niego było tylko
dużo dymu. Właściwie paliła się tylko prawa strona i drzwi wejściowe.
Dopiero
po chwili Marek zauważył co się stało. Dwa lub trzy piętra zawaliły się.
"Czyli prawdopodobnie wybuch gazu" pomyślał. Wszędzie było pełno
gruzu. Gdzieniegdzie brakowało kawałka ściany. Marek widział przysypanych
ludzi, martwych ludzi. Na jakiejś kobiecie paliło się ubranie, a razem z
ubraniem paliła się kobieta.
Marek
wchodził po schodach. Gdy na trzecim piętrze minął te same zielone, odrapane
drzwi, przemknęło mu przez myśl "Pustostany? Na parterze nie było
właścicieli w mieszkaniu, na pierwszym, drugim i trzecim piętrze nikt nie
mieszka. I właśnie ta strona domu prawie nie ucierpiała w pożarze. A prawa
strona, gdzie wszystkie mieszkania są zajęte (Marek widział tabliczki na
drzwiach, czy resztkach drzwi), zawaliła się i spaliła. Jak to nazwać?
Złośliwość rzeczy martwych? Złośliwość losu?"
Gdy
stanął przed uchylonymi drzwiami na czwartym piętrze, usłyszał syreny straży
pożarnych. Coraz bardziej kaszlał. Zasłanianie ust dłonią nie za bardzo
pomagało. Wszedł do środka. W przedpokoju leżała kobieta. Nie żyła. Marek
widywał ją czasami w pobliskim markecie, czy mijał ją na ulicy. Była ładna więc
zapamiętał ją. Obok niej leżały dziecięce buciki, teczka z której wysypały się różne dokumenty.
"Pewno chciała ubrać dzieci i zabrać dokumenty i inne ważne papiery. Tylko
po co? W takiej sytuacji ucieka się przecież tak jak się stoi".
Z
pokoju wyszła dwójka dzieci około pięć i siedem lat. Twarze miały wystraszone i
mokre od łez, ciężko oddychały i kaszlały. Marek wziął je na ręce. Gdy
przechodzili obok ciała kobiety dzieci zaczęły krzyczeć. "Mama, mama"
i wyrywać się Markowi. Przycisnął je mocniej do siebie i ostrożnie schodził po
schodach. Zastanawiał się jak to się stało, że kobieta udusiła się dymem, a
dzieci nie. Ale to nie było istotne. Najważniejsze, że żyją.
Gdy
dotarł na dół zobaczył strażaków, którzy weszli tu tak jak on przez balkon na
parterze. Jeden ze strażaków odebrał dzieci, a drugi pomógł mu wydostać się na
zewnątrz. Tu zajęli się nimi lekarze, którzy przyjechali już na miejsce.
Gapiów
było jakby więcej. Był nawet samochód lokalnej gazety i stacji internetowej.
Godzinę później strażacy dogaszali
resztę pożaru. Dzieci zostały zabrane do szpitala. Marek usłyszał szacunkową
liczbę ofiar – dziewięć. Po zbadanie przez lekarza i stwierdzeniu, że nic mu
nie jest, Marek usiadł obok karetki pogotowia na plastikowym krześle, które nie
wiadomo skąd się tam znalazło.
Podeszła
do niego dziennikarka z lokalnej gazety i facet z kamerą z lokalnej stacji
internetowej. Robili z nim wywiad. Pytali jak się czuł wynosząc dzieci z
pożaru, co czuł, czy czuje się bohaterem? Marek odpowiadał niechętnie, był
zmęczony. Jakoś go nie zapytali jak się teraz czuje. W końcu dziennikarka
zapytała
-
Wiem, że prezydent naszego miasta ufundował panu nagrodę pieniężną.
- Nic
o tym nie wiem – odparł zdziwiony Marek.
-
Ponoć pięć tysięcy złotych.
-
Nie wiem proszę pani – rzekł zmęczonym głosem Marek – ja tego nie zrobiłem dla
pieniędzy, one mi nie są potrzebne. Ratowałem dzieci. Wszystko.
-
Ale skoro prezydent ufundował nagrodę, to powinien pan się ucieszyć, pieniądze
się na pewno przydają.
-
Tak przydają. I cieszę się bardzo – rzekł obojętnie Marek.
- To
proszę powiedzieć naszym czytelnikom – nie dawała za wygrane dziennikarka – co
sobie pan za nie kupi? Może zrealizuje pan jakieś swoje marzenie?
- Ja
nie mam marzeń – rzekł powoli Marek.
-
Jak pan nie ma? – zdziwiła się dziennikarka – każdy ma!
- Ja
nie mam.
-
Dlaczego?
- Bo
tak prościej żyć.
Marek
wstał i zostawił zdziwioną dziennikarkę i faceta z kamerą.
Gdy
mijał radiowóz podszedł do niego jeden z policjantów.
-
Gratuluję – powiedział podając mu rękę – dobra robota.
-
Dziękuję.
-
Już wiemy co się stało.
-
Tak?
-
Widzi pan tego faceta? – wskazał ruchem głowy mężczyznę siedzącego na tylnym
siedzeniu w drugim radiowozie. Marek powiedział, że widzi – to u niego wybuch
gaz. Miał nielegalne podłączenie gazu. Musiało się coś Rozszczelnić. Gazownia odcięła mu jakiś czas temu dopływ
gazu. Zresztą prądu też nie ma, bo też nie płacił. Do tego zalega już ponad pół
roku z czynszem.
- To
czemu go nie wyeksmitowali?
-
Chcieli ale to… homoseksualista. Gdy chcieli go wyeksmitować powiedział, że go
dyskryminują.
-
Coś takiego? – zdziwił się Marek.
-
Jakaś organizacja stanęła w jego obronie. Zagroziła administracji… wie pan…
unia europejska… poszanowanie praw mniejszości i takie tam.
-
Tak cholerna unia europejska. Nie mam nic przeciwko mniejszością religijnym,
seksualnym, etnicznym, ale to mniejszości więc już sama nazwa wskazuje…
-
Tak… też mnie to wkurza – rzekł policjant.
-
Gdyby jeszcze mieli takie sama prawa jak większość, ale oni mają się lepiej w
ramach źle pojętej tolerancji. Wie pan, ja nie jestem w żadnej mniejszości –
etnicznej, seksualnej, religijnej czy innej – i zaczynam się czuć
dyskryminowany w tym kraju, w unii.
-
Ktoś inny dostał by za to porządny wyrok – mówił policjant – a on już dzwonił
do jakiejś organizacji, już coś mówił o dyskryminacji, pewno dostanie
łagodniejszy wyrok. No muszę już iść, wzywają mnie – podał rękę Markowi –
jeszcze raz gratuluję postawy i odwagi. Do widzenia.
Marek
powoli ruszył w kierunku swego domu. Prawie wszyscy ludzie już się rozeszli.
"Nie mają już na co patrzeć –
pomyślał – nie mają czemu robić zdjęć, gapić się na co… tak… pieprzona unia
europejska".
Subskrybuj:
Posty (Atom)