27 sierpnia 2015

oceanarium
nad głowami ludzi
ławica ryb

26 sierpnia 2015



"Krótkie opowiadanie o samotności VI: Anioł w parku"

Zaczynała się cicha i spokojna noc. Gwiazdy były doskonale widoczne na bezchmurnym niebie. Nina wdrapała się na metalową balustradę mostu. Włosy i krótka sukienka Niny lekko falowały za sprawą delikatnego wiatru. Ostatnie łzy spływały jej po policzkach. Nie miła już siły płakać. Czasem dał się słyszeć cichy odgłos łkania. Po drugiej stronie mostu zauważyła siedzącego czarnego kota, który patrzył na nią. Przez moment ich spojrzenia się spotkały, ale kot wstał i zniknął w ciemnościach. Bardzo chciała, żeby ktoś się zjawił, żeby ktoś przypadkowo przychodził, bardzo chciała usłyszeć "Nie, nie rób tego"! Ale nikogo nie było. Nikt się nie zjawił. Niczyje kroki nie przerwały zalegającej ciszy. Była sama. Ona, gwiazdy i delikatny wiatr.
Nina przechyliła się do przodu i poczuła jak spada. Z jej piersi wyrwało się ciche "Nie!", ale było już za późno. Spadała. Zdążyła jeszcze pomyśleć, jakie to dziwne i piękne uczucie… spadać. Czekała na uderzenie, ale zamiast niego poczuła szarpnięcie i straciła przytomność.
Gdy otworzyła oczy, świeciło słońce. Leżała na trawie w parku miejskim niedaleko mostu. Błądziła oszołomiona wzrokiem to trawie, drzewach, niebie. Zatrzymała go na chwilę na wieży kościelnej. Była 8:10. Usiadła na trawie i zaczęła się zastanawiać gdzie jest i jak to się stało, że żyje? Wstała z trawy i usiadła na ławce. Dopiero teraz zauważyła mężczyznę, który jej się przypatrywał. Mężczyzna usiadł obok niej na ławce.
- Zdziwiona? – zapytał spokojnie.
- Czym?
- Że żyjesz – uśmiechnął się łagodnie.
- A… czemu… mam być tym zdziwiona?
- Skoczyłaś wczoraj z mostu.
Patrzyła przez chwilę przed siebie, zanim zapytała – Skąd pan wie?.
- Bo to ja cię uratowałem.
- Kim pan jest? – zapytała bardzo zdziwiona.
- Twoim Aniołem Stróżem.
- Nie wiem czego się pana nałykał, ale fajna wizja – wesoło odparła Nina.
- Na prawej łopatce masz znamię w kształcie małego kółka, a na lewym udzie bliznę. Chciałaś się zabić trzy lata temu, gdy miałaś 16 lat. Myślisz, że masz ciężkie życie, co częściowo jest prawdą. Myślisz, że nikt cię nie kocha, co niestety jest prawdą. Wmawiasz sobie, że ty nikogo nie kochasz. A kot? Wsadziłaś go do klatki razem z kopertą, w której są wszystkie twoje oszczędności i list, żeby osoba, która go znajdzie zaopiekowała się nim. Przecież najprawdopodobniej, osoba która go znajdzie, ukradnie pieniądze, a kota wyrzuci. Nie żal ci kota, którego miałaś od małego. Kochasz go, przynajmniej jego.
- Skąd pan to wszystko wie? – spytała przerażona.
- Już mówiłem, jestem twoim Aniołem Stróżem, mogę ci opowiedzieć dowolne wydarzenie z twojego życia.
- Nie trzeba, nie chcę.
- Jedno ci powiem.
- Skoro musisz, to słucham.
- 2 września, cztery lata temu, wracałaś zamyślona ze szkoły. Weszłaś prosto pod niebieski samochód. W ostatniej chwili poczułaś szarpnięcie. Rozglądałaś się wokoło, chcąc wiedzieć kto cię pociągnął w stronę chodnika.
- To byłeś ty?
- Ja.
- Naprawdę jesteś Aniołem Stróżem?
- Tak, twoim Aniołem Stróżem. Wiem, nie wierzysz we mnie.
- Jeżeli jesteś moim Aniołem Stróżem – powiedziała głośniej – to gdzie byłeś przez te wszystkie lata mojego zasranego życia? Gdzie?!
- Obserwowałem cię. Zawsze obok ciebie.
- Obserwowałeś?
- A co miałem ci rozwijać czerwony dywan przed każdym krokiem? Nosić na rękach? Może jeszcze głaskać po głowie? Chciałaś się zabić, bo myślisz, że masz ciężkie życie. Nie przeczę, lekko nie masz. Ale prawie wszyscy mają ciężko.
- Wszyscy?! – odparła wściekła Nina – spójrz na tych ludzi w parku? Wszyscy są radośni, szczęśliwi.
W piękny, ciepły majowy poranek na parkowych ławkach siedziało 7 osób. Wzdłuż głównej parkowej alei na każdej ławce siedziała jedna osoba.
- Chcesz poznać ich życie, jacy są radośni i szczęśliwi? – spytał Anioł.
Nina nie odpowiedziała. Patrzyła na ludzi, każdy wydawał jej się, uśmiechnięty, szczęśliwy, bez problemów. Nieopodal włączyła się parkowa fontanna i Nina drgnęła przy pierwszym odgłosie opadających kropel wody. Anioł uśmiechał się do niej.
- Choć Nino, opowiem ci o ich życiu.

*****
Pierwszym był mężczyzna w średnim wieku. Siedział na ławce ze spuszczoną głową. Miał brudną kurtkę, brudne spodnie i brudne buty. Włosy i skórę też miał brudną. Śmierdział. Bezdomny alkoholik.
            - Myślisz, że jest szczęśliwszy od ciebie Nino?
            - Tak – rzekła po krótkim namyśle – ma wszystko gdzieś, nie pracuje, nie ma domu, o nic się nie troszczy, na jedzenia nazbiera… tak, na swój sposób jest szczęśliwy.
            - Wyjmij portfel i daj mu banknot – rzekł Anioł.
            - Mam 50 złotych.
            - To daj mu.
            - Chyba żartujesz? 50 złotych?
            - Daj i tak ich nie weźmie.
            Patrzyła na niego z niedowierzaniem. W końcu wyjęła jednak banknot z portfela i podeszła do bezdomnego.
            - Proszę, dla pana – powiedziała podając mu banknot.
            Bezdomny podniósł powoli głowę. Nina dostrzegła ile w nim smutku. Patrzył długo na banknot, potem przeniósł wzrok na Ninę.
            - Dziękuję, schowaj pieniądze dziecko, będę miał dzisiaj co jeść.
            Nina spostrzegła, że oczy wypełniły mu się łzami, a jedna z nich spłynęła po brudnym policzku. Bezdomny znowu spuścił głowę i wpatrywał się w ziemię. Nina wróciła do Anioła z miną pytającą o co chodzi.
            - Przychodzi tu co poniedziałek – powiedział Anioł i ruszył wolno parkową ścieżką, Nina podążyła za nim – jest adoptowanym dzieckiem, gdy się o tym dowiedział, w wieku 16 lat uciekł z domu i staczał się coraz niżej. Od pewnego czasu, ktoś przynosi mu co poniedziałek torbę pełną jedzenia. Starcza mu to zazwyczaj na trzy dni. Całą niedzielę nie pije, chce być trzeźwy dla tej osoby, która przynosi mu jedzenie. W poniedziałek też jest trzeźwy, przyjmuje dary z prawdziwą wdzięcznością, potem płacze i obiecuje sobie, że więcej tu nie przyjdzie. Potem pije do soboty i tak w kółko.
            - Dlaczego? Kim jest osoba przynosząca mu jedzenie?
            - Dowiesz się przy siódmym, ostatnim człowieku. Na razie zapamiętaj tą historię.

*****
            Na drugiej ławce siedziała trzydziestoletnia kobieta. Z pogodnym wyrazem twarzy czytała książkę.
            - Co o niej powiesz? – spytał Anioł
            - Chyba czeka na koleżankę, albo na chłopaka lub męża.
            - Dlaczego tak sądzisz?
            - Bo jest zadowolona, uśmiecha się do siebie, można powiedzieć, że promienieje, a czyta "Proces" Kafki. Czytałam tę książkę i nie ma w niej nic wesołego, więc pewno uśmiecha się do swoich myśli, chyba jest szczęśliwa.
            - W wieku 22 lat poroniła – westchnął Anioł – w wieku 25 lat udało jej się urodzić chłopca. Dla niej i jej męża był całym światem. Dwa lata temu zginął w wypadku samochodowym, a mąż jest na wózku inwalidzkim.
            Nina patrzyła na nią w milczeniu.
            - Nie widać tego po niej – powiedziała – pewno powiesz mi zaraz, że opiekuje się mężem i robi wszystko z uśmiechem.
            - A co miała zrobić, skoczyć z mostu?
            - Daruj sobie – odparła pogardliwie Nina.
            - Dwa razy w tygodniu jeździ do cerkwi, jest prawosławna.
            - Ale tu nie ma żadnej cerkwi? – zdziwiła się Nina.
            - Nie ma. Najbliższa jest jakieś 200 km stąd.
            - To jej pewno zajmuje trzy godziny jazdy.
            - Nie ma samochodu.
            - To czym jeździ?
            - Pociągiem.
            - W naszym miasteczku nie ma stacji kolejowej – zdziwiła się Nina.
            - Nie ma. Jedzie autobusem do większego miasta, idzie kawałek pieszo na dworzec. Czeka na pociąg, którym jedzie ponad trzy godziny. Idzie kawałek do cerkwi i to samo w drugą stronę. Dwa razy w tygodniu. Jak myślisz dlaczego to robi? Bo Bóg zabrał jej dwójkę dzieci? Bo ma męża na wózku inwalidzkim? Bo przychodzą dni, że nie ma już sił żyć? Nie prościej było skoczyć z mostu?
            - Już ci mówiłam, daruj sobie – powiedziała przez zęby Nina i po chwili ciszy dodała – nie wiem… nie wiem dlaczego to robi…
            - Bo pogodziła się z życiem. Wie, że jej dziecko jest w niebie i czuwa nad nią, bo dziękuje Bogu, że żyje jej mąż, człowiek którego kocha, bo wie, że jej mąż potrzebuje jej teraz bardziej niż kiedykolwiek, bo prosi o siły na dalsze życie.
            - Zadziwiająca wiara – powiedziała Nina i spojrzała na Anioła.
            - Normalna. Jedzie do cerkwi, zapala świece, płacze, modli się, wraca. Musi żyć dobrze i zgodnie z religia, bo chce spotkać się ze swoim dzieckiem. Musi żyć dla męża. A do parku lubi przychodzić i czytać. Robi to gdy tylko ma czas i jest pogoda. Prowadzi sobie takie szczęśliwe, radosne życie.
            - Już dobrze, wiem co chcesz mi powiedzieć. Rozumiem. Chodźmy dalej.

*****
            Na kolejnej ławce siedziała szczupła kobieta. Wyszywała. Obok, rozłożone były różne czasopisma o wyszywaniu i haftowaniu. Ubrana była w długą niebieską spódnicę i białą bluzkę. Spod niebieskiego kapelusika wystawały krótko obcięte błąd włosy. Miała około 50 lat.
            Nina zauważyła, że wyszywanie musi sprawiać jej wielką przyjemność, bo widać, że wkłada całe serce w to co robi.
            - Według mnie jest w niej pełno radości - powiedziała Nina - robi z pasją to co lubi i cieszy się życiem. Ale pewno powiesz mi całkiem co innego?
            - Umówiła się z koleżanką o 12.00
            - Dopiero minęła dziewiąta, ma jeszcze sporo czasu.
            - Bardzo się cieszy na to spotkanie. Nie widziała się z koleżanką 10 lat. Koleżanka ma dzień wolnego i przyjeżdża z innego miasta żeby się z nią spotkać.
            - A ona? - Nina wskazała kobietę na ławce - nie pracuje?
            - Już nie. Trzy miesiące temu wykryli u niej raka płuc. Lekarz daje jej sześć miesięcy życia. Czyli zostały jej jeszcze trzy miesiące.
            - Lekarze czasami się mylą - rzekła z nadzieją w głosie Nina
            - Ten też się pomylił, będzie żyła jeszcze cztery miesiące.
            - Ale masz poczucie humoru - skarciła go Nina.
            - Za dwa tygodnie będzie duże załamanie choroby - kontynuował Anioł - już nie wstanie z łóżka. Ona wie, że to kiedyś nastąpi więc czerpie jeszcze z życia pełnymi garściami, zamiast płakać, albo...
            - Skakać z mostu - dokończyła Nina - Jak na Anioła jesteś bardzo okrutny.
            - Spotyka się ze znajomymi i wyszywa, haftuje. Zawsze to lubiła ale nigdy nie miała na to czasu. W ostatnich dniach życia oddaje się swojej pasji.
            - Rodzina będzie miała przynajmniej pamiątkę - stwierdziła smutno Nina.
            - Mąż zmarł pięć lat temu, dzieci nigdy nie mieli. Siostra zmarła dawno, brat męża mieszka za granicą, nie utrzymują kontaktu. Nikogo nie ma. wszystko będzie wyrzucone i ona o tym wie, ale nie przejmuje się tym. Robi to co lubi.
            - Ludzie rzadko tak postępują, a przecież to piękne.
            - Ty też tak robisz.
            - Tak, robienie czegoś dla siebie sprawia mi przyjemność.
            - Ludzie jak coś robią  to muszą mieć z tego jakąś korzyść, zysk. Muszą robić coś co ma sens - w ich mniemaniu. Mało kto na przykład maluje obraz, poświęca na to swój czas, a potem go wyrzuci. Bo samo malowanie sprawiło mu przyjemność i to wystarczy.
            - Musicie mieć niezły ubaw z ludzi co? - Spytała wesoło Nina.
            - Pozwolisz, że na to pytanie ci nie odpowiem - uśmiechnął się delikatnie Anioł.
            Kobieta odłożyła robótkę i pochyliła się nad jedną z gazet.
            - Jak się spotka z koleżanką, to pewno jej nie powie o chorobie - zagadnęła Nina.
            - Nie powie. Gdyby powiedziała tamta by jej współczuła, rozmawiali by tylko o jej chorobie. A ona chce się cieszyć ostatnimi dniami życia. Chce je przeżyć radośnie, dopóki może.
            Poszli dalej alejką, która delikatnie skręcał w prawo. Przed nimi był parkowy staw z fontanną, a obok na trawie siedziała młoda kobieta.

*****
            Młoda dziewczyna siedziała w pozycji kwiatu lotosu, oczy miała zamknięte. Była obcięta bardzo krótko. Ubrana była w długą kolorową suknię.
            - Co ona robi? - Spytała Nina
            - Medytuje to buddystka.
            - Buddyści też mają anioły? To znaczy chodzi mi o to, że mają innego szefa czyli Boga.
            - Bóg jest tylko jeden.
            - Ale te wszystkie wiary...
            - To teraz nie jest istotne Nino.
            - Dobrze. To co powiesz o niej? Pewno znowu coś przykrego.
            - Po wyjściu z poprawczaka mieszkała ze swoim chłopakiem. Na jakiejś imprezie on i jego kolega, zgwałcili ją i wyrzucili przez okno. Na szczęście to był parter.
            - Dlaczego jej to zrobili?
            - Bo była inna? Była buddystką? Nie wiem. Bardzo często inność wystarcza do przemocy, agresji czy po prostu do śmiania się - Anioł zrobił przerwę - A potem zaszła w ciążę, usunęła ją i do dzisiaj żałuje tego czynu. I będzie żałowała do kończ życia.
            - Może kiedyś jeszcze będzie miała dzieci?
            - Nie Nino, już nie może mieć dzieci i wie o tym. Codziennie tęskni i płacze za tym, które zabiła.
            - Smutne to...
            - A przecież wszyscy mieli być radośni i szczęśliwi - powiedział Anioł, a Nina spuściła głowę - Chodzi do domu dziecka, pomaga jako wolontariuszka. Gdybyś mogła zobaczyć ten blask w oczach, radość gdy podnosi małe dziecko, gdy starszym pomaga się uczyć. Wyobraża sobie, że to jej dziecko. Dziecko, które ona mogła mieć.
            Przez chwilę stali w milczeniu i patrzyli przed siebie.  - Gdy wyszła z poprawczaka - kontynuował Anioł - miała w życiu tylko jedno marzenie. Chciała mieć męża, dzieci i dom. Teraz już wie, że to marzenie nigdy się nie spełni.
            Dziewczyna otworzyła oczy i powoli wstała. Ubrała buty i przez chwilę wpatrywała się w staw. Potem ruszyła wzdłuż brzegu, aż doszła do miejsca, gdzie staw stykał się ze ścieżką. Gdy się na niej znalazła, spojrzała na zegarek i przyspieszyła kroku. Gdy ich mijała, Nina zauważyła jej pogodną twarz.
            - Gdzie ona idzie? - spytała Anioła.
            - Opiekuje się jeszcze starszym sąsiadem. Zrobi zakupy, zaniesie mu je, trochę posprząta w jego domu. Potem ma spotkanie w sprawie pracy, bo od jakiegoś czasu jest bezrobotna. A po południu idzie do domu dziecka. Stara się nie pamiętać tego co było, stara się żyć, ale nigdy nie będzie w pełni szczęśliwa.
            - Chodźmy już - powiedziała cicho Nina - smutno się zrobiło.
            - Ty też możesz mieć kiedyś dzieci.
            - Wiem..
            - Tylko musisz tego dożyć.
            - Nie mówmy już o tym... proszę...

*****
            Gdy szli parkową ścieżką, z najbliższej ławki podniosła się młoda dziewczyna i rozmawiając przez telefon minęła ich. Była wesoła, śmiała się.
            - No i uciekła nam - zażartowała Nina
            - Nie uciekła - odparł poważnie Anioł - ona jesz rzeczywiście szczęśliwa.
            - Nie spotkało ją nic przykrego w życiu? - zdziwiła się Nina.
            - Nic. Są tacy ludzie, którzy są w pełni szczęśliwi. Nie mówiłem, że takich nie ma. Tylko...
            - Tylko jest ich mało prawda?
            - Tak. Ona jest szczęśliwa na tę chwilę, a co będzie później?
            - Chcesz powiedzieć, że nikt nie jest w pełni szczęśliwy przez całe życie. Są większe lub mniejsze, że tak powiem, przykrości, tak?
            - Tak...

*****
Przed nimi siedział mężczyzna z otwartą gazetą. Otwartą, bo było widać, że jej nie czyta. Wzrok miał utkwiony w jednym punkcie, był zamyślony. Przyglądali mu się przez dłuższy czas. Dwa razy spojrzał na zegarek i znowu utkwił wzrok nieruchomo w gazecie.
            - Czeka na kogoś, prawda? - spytała Nina.
            - Tak, na kobietę, którą kocha - odparł Anioł.
            - To powinien być szczęśliwy, a wygląda na zatroskanego.
            - Jest żonaty, a kobieta na którą czeka ma męża.
            - Aaaa...
            - Co aaa? - spytał Anioł.
            - Czyli nie powinni się byli w sobie zakochać... miłość... Pan Bóg dał ludziom miłość, zapomniał tylko dać antidotum.
            Anioł spojrzał na nią poważnie - Sama to wymyśliłaś?
            - Nie, przeczytałam w jakimś opowiadaniu.
            - Nie powinnaś czytać głupich opowiadań.
            - A co ty tam wiesz.
            - W porównaniu z tobą, niewiele - uśmiechnął się Anioł.
            - Wiesz, że nie  o to chodzi... To co mają teraz zrobić?
            - Pomyśleć.
            - Nie rozumiem - zdziwiła się Nina.
            - On ma żonę i dwójkę dzieci. Ona ma męża i trójkę dzieci. On naprawdę kocha żonę, a ona naprawdę kocha męża. Oboje są wierzący.
            - No to mają przesrane. Przepraszam - dodała szybko Nina.
            - A ja myślę, że nie mają... przechlapane - poprawił Anioł.
            - To co proponujesz? - spytała ironicznie Nina.
            - Już raz zdradzili swoich współmałżonków, nie chcą tego więcej robić. Unikają się na wzajem, ale oboje się tym męczą. Nie mogą się skupić na pracy, w domu, stają się nerwowi, męczy ich to. Oboje nie mogą sobie z tym poradzić.
            - To niech zamieszkają w czwórkę - roześmiała się Nina.
            - A może zamiast unikać siebie - kontynuował dalej Anioł, nie zwracając uwagi na złośliwość Niny - spotykaliby się. Nie na osobności. Pracują na sąsiednich ulicach, więc z pracy mogliby wracać tym samym autobusem, albo w ciepłe dni iść pieszo, aż tak daleko do domu nie mają. A mieszkają obok siebie, są sąsiadami, więc nikogo nie zdziwi, że zawsze wracają razem. Mogliby rozmawiać na różne tematy, być obok siebie.
            - Dziwne rady dajesz jak na Anioła.
            - Jednemu i drugiemu by to wystarczyło. Że są obok siebie, że mogą porozmawiać, pobyć czasem ze sobą.
            - Więc dlaczego tego nie robią?
            - Bo oboje myślą, że jak to powiedzą, to zostaną wyśmiani, bo myślą, że druga strona oczekuje czegoś więcej. Więc nawet jak wyprowadzają wieczorem psy, idą w przeciwnych kierunkach. A mogliby przecież sobie porozmawiać. 
            - Dziwne rady dajesz jak na Anioła - powtórzyła Nina - ale skoro tak mówisz, to... dlaczego im tego nie powiesz? Widzę, że on ma już dość, zadręcza się, a z twojej opowieści domyślam się, że z nią dzieje się to samo.
            - Ja mam to powiedzieć? - zdziwił się Anioł.
            - Racja - przyznała zrezygnowana Nina.
            Nina przez moment wahała się czy nie podejść do mężczyzny i nie powiedzieć mu tego. Ale nie miała odwagi. Ruszyli dalej.

*****
            Na ławce siedział 60 letni mężczyzna. Z twarzy można było wyczytać zmęczenie, zmęczenie życiem. Miał ze sobą reklamówkę na której były dwa małe, czarne kotki. Pełna reklamówka stała na ławce obok mężczyzny. On sam patrzył w dal. Był zamyślony.
            - Prawie 40 lat temu - zaczął Anioł - gdy się ożenił, wraz z żoną adoptowali syna bo nie mogli mieć własnych dzieci. Lecz później, gdy miał 7 lat, możesz to nazwać cudem, urodziły im się bliźniaki.
            - I oddali tego adoptowanego do domu dziecka - zgadywała Nina.
            - Nie! - oburzył się Anioł - gdy ich adoptowany syn miał 14 lat, żona i bliźniaki zginęli w wypadku samochodowym. Mężczyzna, którego widzisz na ławce załamał się. Syna wzięli na wychowanie rodzice żony. On doszedł do siebie po ponad roku. Uświadomił sobie, że ma syna, którego musi wychować. Chłopak wrócił do niego.
            Przez cały czas mężczyzna siedział na ławce nieruchomo, ze wzrokiem utkwionym, w jednym miejscu. W pewnej chwili sięgnął po papierosa, zapalił go i znowu utkwił wzrok w jednym miejscu. Nie palił. Papieros spokojnie wypalał się między jego palcami.
            - I co było dalej? - spytała Nina.
            - Chłopak przez cały czas nie wiedział, że jest adoptowany. Gdy skończył 16 lat, ktoś mu o tym powiedział. Wpadł wtedy w szał. Ubzdurał sobie, że po wypadku ojciec oddał go teściom bo jego dzieci i żona zginęły, a on jest tylko adoptowanym przybłędą, a ojciec pod wpływem wyrzutów sumienia czy litości, znowu po ponad roku przygarnął go pod swój dach. Nie pomogły tłumaczenia ojca, że jest jego synem, że go kocha, że go wychował i dał mu wszystko co miał. Źle się między nimi działo i w końcu, mówiąc najprościej, uciekł z domu.
            - Nie szukał go? - spytała Nina.
            - Szukał, policja też. Ale chłopak dobrze się ukrywał i staczał na dno.
            - I co się z nim stało?
            - Mówiłem ci, żebyś zapamiętała pierwszą osobę, tego pijaka na ławce, to właśnie jego adoptowany syn.
            - I on nie wie o tym?
            - Wie. Zobaczył go pół roku temu w tym parku.
            - Wiec czemu nie podszedł... nie powiedział mu... - dziwiła się Nina.
            - Na początku chciał, ale zrezygnował. Co tydzień przynosi mu reklamówkę pełną jedzenia. Wie, że to jego syn i myśli, że on go nie poznaje. A jego syn wie, że to jego ojciec, ale myśli, że ojciec nie poznaje jego. Pamiętasz historię pierwszej osoby.
            - Tak i zaczynam rozumieć jego zachowanie, to smutne. Gdyby powiedzieli sobie prawdę... może dałoby się to jeszcze naprawić.
            - Może... - Anioł ruszył z kierunku wyjścia z parku - To są historie ludzi, których uważałaś za szczęśliwych, Jeszcze raz  ci powiem, wiem że nie masz łatwego życia, dużo przykrych rzeczy cię spotkało i to nie z twojej winy, ale zawsze warto żyć. Bo nie ma ludzi szczęśliwych przez całe życie. Ludzie radośni i weseli, których spotykasz w szkole, na chodniku, w autobusie, w rzeczywistości mają masę problemów. Problemów może dużo większych i gorszych niż ty. A jednak się  uśmiechają, żyją.
            Weszli na wzniesienie, które znajdowało się tuż za parkiem. Nina odwróciła się w stronę parku. Zastanawiała się. Robiło się ciepłe wiosenne popołudnie.
            - Chyba masz rację, ci ludzie mają większe problemy niż ja, większe zmartwienia, a żyją, cieszą się. Wiesz… - Nina rozglądała się wokoło – gdzie jesteś?
            Anioł zniknął. Stała sama i patrzyła na park, na ludzi. Stała zamyślona i pozwoliła delikatnemu wiatrowi rozwiewać jej włosy. Trochę czasu minęło, zanim ruszyła do parku.

*****
Nie było już w parku żonatego mężczyzny, który zakochał się w mężatce, ani buddystki, ale Nina postanowiła podejść do pozostałych ludzi.
            60-cio latek właśnie wstał z ławki i dźwigając reklamówkę pełną jedzenia szedł wolno parkową alejką. Nina podbiegła do niego i powiedziała mu, że zna historie jego i syna. Powiedziała mu, żeby odważył się powiedzieć synowi kim jest, żeby się pogodzili, bo może nie wszystko jeszcze jest stracone. Staruszek otworzył usta, ale Nina poprosiła, żeby nie pytał skąd ona to wie, tylko niech idzie i powie wszystko synowi. Mężczyzna długo się w nią wpatrywał, a potem, Ninie wydawało się, że roziskrzyły mu się oczy i nawet delikatnie się uśmiechnął, ruszył w stronę ławki gdzie siedział jego syn. Nina usłyszała jak mówi cicho do siebie „Powiem mu, tak… powiem”.
            Następnie podeszła do kobiety wyszywającej serwetki i poprosiła ją czy może kupić dwie lub trzy bo bardzo się jej podobają. Kobieta zaczęła się śmiać, wzruszyła się. Wyjęła z torby kilka serwetek i wręczyła je Ninie.
            - Proszę – powiedziała z uśmiechem – widziałam cię jak chodzisz sama po parku, ale nie spodziewałam się, że zwrócisz uwagę na to co robię.
            - Sama?... A tak… sama – Nina uświadomiła sobie, że Anioła nikt nie widział, tylko ona – Ale tu jest osiem serwetek.
            - Weź je wszystkie. Daję ci je.
            - Naprawdę? Nie szkoda pani się ich pozbywać?
            - Nie mam je komu dać moje dziecko. A ja… - machnęła ręką – nieważne… są twoje, przynajmniej będzie z nich jakiś pożytek, jeżeli ci się naprawdę podobają.
            Nina patrzyła na jej uśmiechniętą twarz i ciężko jej było uwierzyć, że za dwa tygodnie już nie wstanie z łóżka, a potem… „I ona o tym wie” pomyślała Nina.
            Podziękowała za serwetki, uściskała kobietę, czym wprawiła ją w zaskoczenie i pobiegła do kobiety, która straciła w wypadku dziecko.
Powiedziała jej, że jej dziecko na pewno nad nią czuwa jako mały aniołek i żeby się o niego nie martwiła tylko cieszyła życiem. Kobieta patrzyła na nią z szeroko otwartymi oczami i ustami. Nina pocałowała ją w policzek i pobiegła z powrotem w kierunku wyjścia mijając po drodze ciągle roześmianą kobietę od serwetek.
Gdy była znowu na wzniesieniu za parkiem obejrzała się. Ojciec z synem stali w przy ławce obejmując się. Ninie wydawało się, że obaj płaczą, ale odległość była za duża, więc pewno jej się tylko wydawała.
Kobieta od serwetek machała do niej energicznie ze swojej ławki. Nina też jej pomachała, odwróciła się i pobiegła w stronę centrum miasta.
- Życie jest kurwa piękne… przepraszam Aniołku! – zasłoniła dłonią usta – wyleciało mi. Przepraszam, już nie będę! Mogę cię nazywać Aniołkiem prawda? Nie będziesz się gniewał co? Życie jest jednak piękne!