25 grudnia 2015



1. moszenica wierzbówka
2. odorek zieleniak
3. mucha
4. zmięk żółty

12 grudnia 2015

wigilijny wieczór
z roku na rok więcej
miejsca przy stole

7 grudnia 2015

a date
coffee in cups
has cooled

randka
kawa w filiżankach
wystygła 

11 miejsce w Indian Kukai
11 numer miało to haiku
11 punktów otrzymało
:)

4 grudnia 2015

Rengay "Odloty"

zamarznięty staw
wzdłuż brzegu spaceruje
samotny łabędź


staruszka w czarnym płaszczu
kupuje czerwony znicz


dziecięcy pokój
między misiem a lalką
warstwa kurzu


zaskrzypiał fotel
za drzwiami drobne kroki
i ciche puk puk


spacer po miejskim parku
mały pies goni wrony


z głośników walc
uśmiech dziadka z łyżwami
na plecach

haiku: 1, 3, 5 - Andrzej Eddie Dembonczyk
haiku: 2, 4, 6 - Adam Augustin

28 listopada 2015

Daily Haiga  - jesienna haiga :) 

 
jesienny wieczór
wysoko w górach został
zapach jej perfum

27 listopada 2015

"Kandydatki na żonę" Tym razem Dyskusyjny Klub Książki... Seniora. 

Bardzo fajne zdanie:
"...W zeszłym roku wcielili się w rolę bohaterów sztuki Henryka Sienkiewicza... Tym razem przedstawili sztukę autorstwa Andrzeja Dembończyka pt. ,, Kandydatki na żonę”. A co

22 listopada 2015

Rengay napisany z Zuzanną Sue Truchlewska

"Zimową porą"

grudniowy ranek
czarne dachy domów
przykryte szronem

na bezlistnym drzewie ptak
zrzuca skrzydłami puch

prószy i prószy
coraz bardziej pochylony
drewniany płot

wszędzie biało
w zimowej zawierusze
czerwony szalik

w cienkich soplach lodu lśni
blask ulicznej latarni

noc –
krople deszczu spadają
w topniejący śnieg

haiku: 1, 3, 5 - Andrzej Eddie Dembończyk
haiku: 2, 4, 6 - Zuza Sue Truchlewska

17 listopada 2015

poranny spacer
nad wiejskim cmentarzem
klucz żurawi
górski szczyt
poniżej
mglisty poranek

13 listopada 2015

TEATR PRZY STOLIKU – „ Biuro matrymonialne”

Dnia 05.11.15 r. w wypożyczalni dla dorosłych Miejskiej Biblioteki Publicznej w Lubawie miała miejsce premiera „Teatru przy stoliku”. Zaprezentowano sztukę Andrzeja Dembończyka „Biuro matrymonialne”. Autor zgodził się na tę prezentację, życzył dobrego odbioru oraz świetnej zabawy z racji tego, iż sztuka ta jest przekomiczna komedią, która zabawnie, acz nie pozbawiając swady, ukazuje spojrzenie na kojarzenie par przez pośredników, jakim są biura matrymonialne. Zakończenie zaskakuje nie tylko bohaterów, ale i publiczność. W aktorów wcieliły się panie: Teresa Kowalkowska, Renata Berdyńska oraz Teresa Marchlewska. Kawa, dobre ciastko, a przede wszystkim doskonały humor sztuki, sprawiły, iż publiczność nagrodziła występ gromkimi brawami. Duże podziękowania należą się autorowi, za możliwość wykorzystania scenariusza, paniom, które wcieliły się w role oraz publiczności. Zapraszamy wszystkich chętnych, którzy mieliby ochotę bawić się w teatr amatorski i współkreować „Teatr przy stoliku”, aby zgłaszać się do wypożyczalni dla dorosłych MBP Lubawa. 
 
zródło ---> http://www.biblioteka.lubawa.pl/8-news/33-teatr-przy-stoliku-biuro-matrymonialne-andrzej-dembonczyk.html
 




 

12 listopada 2015

Miła niespodzianka od teatru "U Mazura" - płyta z moja sztuką "Kandydatki na żonę" 


8 listopada 2015



"POŻAR"

            Czteropiętrowa kamienica paliła się już od parteru po dach. Ludzi przed kamienicą było już więcej niż jej mieszkańców. Jakiś mężczyzna płakał bo nie zdążył na autobus, musiał czekać godzinę na następny i dzięki temu nie ma go teraz w środku palącego się domu. Inny mężczyzna płakał bo w środku jest jego żona z dzieckiem i chciał wbiec do środka. Ludzie musieli go trzymać, żeby tego nie zrobił.
            Drzwi wejściowe, jedyne drzwi, były całe w ogniu. Nie dało się wejść do kamienicy. Zresztą nikt nie miał zamiaru tam wchodzić. Wszyscy dyskutowali, nagrywali pożar na smartfony, robili zdjęcia, mówili o wybuchu, który słyszało kilka osób.
            Prawa strona paliła się bardziej niż lewa. Tak przynajmniej wydawało się Markowi. Po lewej stronie było tylko dużo dymu. W oknie na ostatnim piętrze Marek zauważył dwójkę dzieci. Ale chyba nikt inny tego nie zauważył, bo po prawej stronie na ostatnim piętrze na parapecie usiadł mężczyzna trzymający malutkie dziecko. Za nim było widać potężny ogień. Ludzie natychmiast skierowali tam smartfony. Ktoś krzyknął żeby nie skakał, ktoś inny, że jest za wysoko, że się zabije.
            Mężczyzna przechylił się. Spadanie trwało krótko. Uderzył o wybrukowany placyk przed kamienicą. Natychmiast pobiegło tam kilka osób. Zatrzymali się kilka kroków od miejsca gdzie upadł mężczyzna z dzieckiem. Ktoś zwymiotował, ktoś złapał się za głowę, inni machali rękami. Na moment ludzie umilkli.
            Marek patrzył na lewą stronę, gdzie dwie dziecięce twarze były przyklejone do szyby. Za nimi było widać czarny dym. Spojrzał na ludzi ale nikt nie widział dzieci. Po chwili wahania ruszył w kierunku palącej się kamienicy. Nie miał szans dostać się przez drzwi. Wspiął się na balkon na parterze. Usłyszał za sobą krzyki gapiów. Prawdopodobnie dopiero teraz zorientowali się co zamierz zrobić.
            Marek był już na balkonie. Adrenalina uderzyła mu do głowy. Na parterze były stare drewniane okna więc wybicie szyby nie było trudne. Znalazł się w mieszkaniu, w którym było pełno dymu. Właścicieli nie było w mieszkaniu. "Szczęściarze" pomyślał Marek. W przedpokoju na szafce leżały klucze. Marek otworzył nimi drzwi na korytarz. Spodziewał się ściany ognia, ale zamiast niego było tylko dużo dymu. Właściwie paliła się tylko prawa strona i drzwi wejściowe.
            Dopiero po chwili Marek zauważył co się stało. Dwa lub trzy piętra zawaliły się. "Czyli prawdopodobnie wybuch gazu" pomyślał. Wszędzie było pełno gruzu. Gdzieniegdzie brakowało kawałka ściany. Marek widział przysypanych ludzi, martwych ludzi. Na jakiejś kobiecie paliło się ubranie, a razem z ubraniem paliła się kobieta.
            Marek wchodził po schodach. Gdy na trzecim piętrze minął te same zielone, odrapane drzwi, przemknęło mu przez myśl "Pustostany? Na parterze nie było właścicieli w mieszkaniu, na pierwszym, drugim i trzecim piętrze nikt nie mieszka. I właśnie ta strona domu prawie nie ucierpiała w pożarze. A prawa strona, gdzie wszystkie mieszkania są zajęte (Marek widział tabliczki na drzwiach, czy resztkach drzwi), zawaliła się i spaliła. Jak to nazwać? Złośliwość rzeczy martwych? Złośliwość losu?"
            Gdy stanął przed uchylonymi drzwiami na czwartym piętrze, usłyszał syreny straży pożarnych. Coraz bardziej kaszlał. Zasłanianie ust dłonią nie za bardzo pomagało. Wszedł do środka. W przedpokoju leżała kobieta. Nie żyła. Marek widywał ją czasami w pobliskim markecie, czy mijał ją na ulicy. Była ładna więc zapamiętał ją. Obok niej leżały dziecięce buciki, teczka z  której wysypały się różne dokumenty. "Pewno chciała ubrać dzieci i zabrać dokumenty i inne ważne papiery. Tylko po co? W takiej sytuacji ucieka się przecież tak jak się stoi".
            Z pokoju wyszła dwójka dzieci około pięć i siedem lat. Twarze miały wystraszone i mokre od łez, ciężko oddychały i kaszlały. Marek wziął je na ręce. Gdy przechodzili obok ciała kobiety dzieci zaczęły krzyczeć. "Mama, mama" i wyrywać się Markowi. Przycisnął je mocniej do siebie i ostrożnie schodził po schodach. Zastanawiał się jak to się stało, że kobieta udusiła się dymem, a dzieci nie. Ale to nie było istotne. Najważniejsze, że żyją.
            Gdy dotarł na dół zobaczył strażaków, którzy weszli tu tak jak on przez balkon na parterze. Jeden ze strażaków odebrał dzieci, a drugi pomógł mu wydostać się na zewnątrz. Tu zajęli się nimi lekarze, którzy przyjechali już na miejsce.
            Gapiów było jakby więcej. Był nawet samochód lokalnej gazety i stacji internetowej.
            Godzinę później strażacy dogaszali resztę pożaru. Dzieci zostały zabrane do szpitala. Marek usłyszał szacunkową liczbę ofiar – dziewięć. Po zbadanie przez lekarza i stwierdzeniu, że nic mu nie jest, Marek usiadł obok karetki pogotowia na plastikowym krześle, które nie wiadomo skąd się tam znalazło.
            Podeszła do niego dziennikarka z lokalnej gazety i facet z kamerą z lokalnej stacji internetowej. Robili z nim wywiad. Pytali jak się czuł wynosząc dzieci z pożaru, co czuł, czy czuje się bohaterem? Marek odpowiadał niechętnie, był zmęczony. Jakoś go nie zapytali jak się teraz czuje. W końcu dziennikarka zapytała
            - Wiem, że prezydent naszego miasta ufundował panu nagrodę pieniężną.
            - Nic o tym nie wiem – odparł zdziwiony Marek.
            - Ponoć pięć tysięcy złotych.
            - Nie wiem proszę pani – rzekł zmęczonym głosem Marek – ja tego nie zrobiłem dla pieniędzy, one mi nie są potrzebne. Ratowałem dzieci. Wszystko.
            - Ale skoro prezydent ufundował nagrodę, to powinien pan się ucieszyć, pieniądze się na pewno przydają.
            - Tak przydają. I cieszę się bardzo – rzekł obojętnie Marek.
            - To proszę powiedzieć naszym czytelnikom – nie dawała za wygrane dziennikarka – co sobie pan za nie kupi? Może zrealizuje pan jakieś swoje marzenie?
            - Ja nie mam marzeń – rzekł powoli Marek.
            - Jak pan nie ma? – zdziwiła się dziennikarka – każdy ma!
            - Ja nie mam.
            - Dlaczego?
            - Bo tak prościej żyć.
            Marek wstał i zostawił zdziwioną dziennikarkę i faceta z kamerą.
            Gdy mijał radiowóz podszedł do niego jeden z policjantów.
            - Gratuluję – powiedział podając mu rękę – dobra robota.
            - Dziękuję.
            - Już wiemy co się stało.
            - Tak?
            - Widzi pan tego faceta? – wskazał ruchem głowy mężczyznę siedzącego na tylnym siedzeniu w drugim radiowozie. Marek powiedział, że widzi – to u niego wybuch gaz. Miał nielegalne podłączenie gazu. Musiało się coś Rozszczelnić.  Gazownia odcięła mu jakiś czas temu dopływ gazu. Zresztą prądu też nie ma, bo też nie płacił. Do tego zalega już ponad pół roku z czynszem.
            - To czemu go nie wyeksmitowali?
            - Chcieli ale to… homoseksualista. Gdy chcieli go wyeksmitować powiedział, że go dyskryminują.
            - Coś takiego? – zdziwił się Marek.
            - Jakaś organizacja stanęła w jego obronie. Zagroziła administracji… wie pan… unia europejska… poszanowanie praw mniejszości i takie tam.
            - Tak cholerna unia europejska. Nie mam nic przeciwko mniejszością religijnym, seksualnym, etnicznym, ale to mniejszości więc już sama nazwa wskazuje…
            - Tak… też mnie to wkurza – rzekł policjant.
            - Gdyby jeszcze mieli takie sama prawa jak większość, ale oni mają się lepiej w ramach źle pojętej tolerancji. Wie pan, ja nie jestem w żadnej mniejszości – etnicznej, seksualnej, religijnej czy innej – i zaczynam się czuć dyskryminowany w tym kraju, w unii.
            - Ktoś inny dostał by za to porządny wyrok – mówił policjant – a on już dzwonił do jakiejś organizacji, już coś mówił o dyskryminacji, pewno dostanie łagodniejszy wyrok. No muszę już iść, wzywają mnie – podał rękę Markowi – jeszcze raz gratuluję postawy i odwagi. Do widzenia.
            Marek powoli ruszył w kierunku swego domu. Prawie wszyscy ludzie już się rozeszli. "Nie mają już na co  patrzeć – pomyślał – nie mają czemu robić zdjęć, gapić się na co… tak… pieprzona unia europejska".


29 października 2015

Rengay - amerykańska wersja japońskiej formy napisana po śląsku czyli RYNGAJ ;)

haiku 1, 3, 5 - Zuzanna sue Truchlewska
haiku 2, 4, 6 - Andrzej Eddie Dembończyk
kolaż - Zuzanna Iro Orzeł


ino niy godejcie, że niy poradzicie kapnąć ło co idzie :)

26 października 2015

W The 135th. WHA Haiga Contest moja jesienna haiga. 
Foto:Marzena Darul,
na zdjęciu Małgorzata Anna Bobak, 
haiku: ja :)


jesienny spacer
w jej długich włosach
mały pająk

20 października 2015

W chorwackim magazynie IRIS International Nr 1 - na str. 288-289 moje siedem haiku 
po chorwacku i angielsku. Poniżej dwa:
 
Dan Svih svetih -
pored bakinog groba
mrtav vrbac

All Saint Day -
next to grandma's grave
dead sparrow

 Wszystkich Świętych -
obok grobu babci
martwy wróbel


povratak iz bolnice -
rodino gnijezdo
još prazno
 
back from the hospital -
the stork’s nest
still epmty
 
powrót ze szpitala -
bocianie gniazdo
wciąż puste