Krótkie opowiadanie o samotności: „Walentynki”
Walentynki. Jest
ciepło. Jak na te porę roku, nawet bardzo ciepło. Resztki śniegu leżą tylko w
zacienionych miejscach topniejąc powoli. Zima szybko się skończyła, choć nie
brakuje takich, co twierdzą, że jeszcze sypnie porządnie śniegiem.
Niosę duży bukiet czerwonych róż. 20 czerwonych róż. To nic że parzysta
ilość. Tyle róż ile lat. Ludzie uśmiechają się i oglądają gdy ich mijam. Każdy
dzisiaj jest uśmiechnięty i radosny. W końcu to dzień zakochanych. Słyszę za
sobą różne wypowiedzi „Ale piękny
bukiet”, „Wow”, „Ten to musi być zakochany”, choć nie brakuje i typu „Tyle
pieniędzy na zielsko”.
Nie odpowiadam nikomu,
nie uśmiecham się do nikogo. Idę powoli wdychając zimowo-wiosenne powietrze. Na
tle błękitnego nieba fruwa coraz więcej ptaków. Wiosna idzie, nie ma dwóch
zdań.
Skręcam w boczną ulicę
i przechodzę przez cmentarną bramę. Tu już nie ma nikogo. Kto
przychodzi w Walentynki na cmentarz? Chociaż….
Idę 40 kroków prosto,
skręcam w lewo; trzeci grób w trzecim rzędzie. Jestem. Wkładam róże do wazonu,
ledwo się mieszczą. Nie ma wody. No tak, wcześniej o tym nie pomyślałem.
Zbieram trochę śniegu i wrzucam do wazonu. Pewno jutro wszystkie róże będą już
zmarznięte ale co tam.
Kucam przed Twoim
grobem, opierając plecy o nagrobek, który jest za mną. Wpatruję się na wyryte w
granicie litery. W myślach składam je powoli – imię… nazwisko… data urodzenia,
śmierci. Jest cicho i spokojnie.
Minął dokładnie rok od
Twojej śmierci. Przez cały czas noszę przy sobie małe pudełko z zaręczynowym
pierścionkiem, z błękitnym oczkiem, błękitnym, jak dzisiejsze niebo.
Zastanawiałem się wtedy dlaczego nie przychodzisz. Co się stało? Ale dzisiaj
już wiem, jeżeli pijany kierowca terenowego BMW wjedzie z prędkością 120 km/h w bok – ten bok
od strony kierowcy – małego Polo, to kierowca małego Polo już nigdzie nie pojedzie.
Nigdy nie wyjmowałem
pierścionka z pudełka. Czasami tylko je otwieram, patrzę na niego i zamykam je,
Tak jak teraz.
Zaczyna padać drobny,
puszysty śnieg. „Wesołych Walentynek Kochanie”.