21 listopada 2013



 Trzecie opowiadanie, które wrzucam na bloga. Napisane... 15 lat temu, jak nie więcej.

„ALICJA”


    Tomek siedział na krześle w szpitalnym korytarzu. Wodził wzrokiem po pasku oddzielającym lamperię od ściany. Korytarz był pusty. Dochodziła godzina 21 i większość chorych już spała.
    Myślał o Alicji i o swoim życiu.
    Na korytarzu pojawiła się pielęgniarka. Zmierzyła go chłodnym wzrokiem i zniknęła w jednej z sal.
    Znowu cisza.
    Wstał.
    Zaczął czytać tablice na korytarzu. Jedne nowe inne stare, trochę przykurzone. „Zdrowie – pomyślał – ważna rzecz! Ale dopiero będąc tutaj i czytając te wszystkie rzeczy uświadamiasz to sobie”.
    Usiadł.
    Spojrzał na zegarek. 21.15. Właściwie sam nie wiedział dlaczego tu jest. Przecież nic nie mógł zrobić na nic nie mógł się przydać. Nie był krewnym Alicji po prostu czuł, że musi tu być. Czuł taką potrzebę w środku. Za to wszystko co ona dla niego zrobiła; chciał tu być!
    Na korytarzu pojawił się ksiądz. Przeszedł obok Tomka i skręcił w lewo do pomieszczenia dla pielęgniarek.
    Po chwili wyszedł z pielęgniarką, która znowu zmierzyła go swoim chłodnym wzrokiem.
    Tomek poczuł się jak intruz, jak mały robak, którego nikt nie lubi i na którego nikt nie zwraca uwagi. Niechciany.
    Ksiądz i pielęgniarka weszli do sali w której leżała Alicja.
    Pielęgniarka wyszła sama.
    Tomek poruszył się na krześle. Czekał aż ksiądz wyjdzie. Musiał z nim porozmawiać Nie wiedział czemu, ale musiał.
    Na korytarzu przygasły światła. Zrobiło się ciemniej, panowała zupełna cisza czasami przerywana kaszlem jakiegoś chorego. To wszystko jak i specyficzny szpitalny zapach wprawiły Tomka w jeszcze bardziej przygnębiającą atmosferę.
    Znowu myślał o swoim życiu, jak wiele zawdzięcza Alicji, a ona teraz...
    Ksiądz wyszedł i skierował się prosto do wyjścia. Gdy przechodził obok niego Tomek wstał
-          Dzień dobry, ... a ... dobry wieczór
-          Szczęść Boże chłopcze, w czym mogę pomóc?
    Spokojny głos księdza trochę go uspokoił. Jeszcze nigdy nie rozmawiał z duchownym.
-          Ksiądz, ... ksiądz był u Alicji, prawda, czy ona...
-          Tak, a kim ty jesteś?
-          Ja, ja jestem tylko znajomym, znajomym który zawdzięcza jej bardzo wiele.
    Ksiądz usiadł na krześle wskazując ręką by on też usiadł. Przedstawił się jako ksiądz Jan, Alicja jest jego parafianką.
    - Ja nazywam się Tomek i ... – właściwie nie wiedział co ma powiedzieć – czy ona będzie żyła?
    - Dałem jej ostatnie namaszczenie, jej stan jest ciężki, z tego co powiedziała mi siostra, to są małe szanse by przeżyła. To był poważny wypadek. Ucierpiały głównie serce i głowa. Nie odzyskała jeszcze przytomności... i nie wiadomo czy kiedykolwiek odzyska – zrobił przerwę – a ty, czemu tu jesteś, opowiedz mi o sobie.
    Tomek nie wiedział czy chce mu cokolwiek mówić. To co usłyszał, choć wiedział to już wcześniej; cała ta atmosfera tutaj; nie wiedział co ma robić; co czuje.
    Zaczął opowiadać jednak skrót swojego życia.
    - Miałem wtedy 14 lat. Moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Ja jako nieletni dostałem się pod opiekę wujka, brata ojca, i jego żony. Nie mieli dzieci, co zresztą było widać bo nie mieli pojęcia jak się mną zająć. Wujek często pił. Ciotka nie miała czasu się mną opiekować, miała dość problemów z mężem. A on... jak był pijany pozwalał mi na wszystko, mogłem robić co mi się podoba, a gdy był trzeźwy robił mi o wszystko wymówki – czemu tak późno wracam, czemu się źle uczę, czemu zachowuję się tak i tak, że są ze mną tylko same problemy. W końcu doszło do tego, że jak wracałem późno do domu, a on był pijany to klepał mnie po plecach i mówił „no jak tam, którą dzisiaj poderwałeś? Ile wypiłeś? Masz ochotę jeszcze na piwo?” i nie czekając na moją odpowiedź przynosił dwa piwa i piliśmy razem. Czasami do rana wypiliśmy po pięć, sześć piw i wypaliliśmy paczkę papierosów. A gdy był trzeźwy krzyczał na mnie, że tak późno wracam, że czuć ode mnie piwem i papierosami, że powinienem siedzieć w domu i uczyć się.
    Tomek zrobił krótką przerwę i mówił dalej, - Zacząłem się w tym wszystkim gubić, zacząłem się gubić w życiu. Znalazłem sobie kolegów. Dużo piliśmy, włóczyliśmy się po nocach, czasami nie wracałem do domu na noc. Okradaliśmy sklepy czy jakiegoś pijanego przechodnia. Naszą sąsiadką była Alicja. Mieszkała z rodzicami. Nie zwracałem na nią uwagi. Była ładna ale miała wtedy 27 lat, a ja 14. Była prawie dwa razy starsza i zaliczałem ją wtedy do „nudnych dorosłych”. A poza tym jej rodzina nie utrzymywała z nami kontaktu. Wiadomo dlaczego. Ale na szczęście ona zwróciła uwagę na mnie.
    Przerwał i oboje spojrzeli na staruszkę, która w szlafroku, podpierając się laską wyszła z sali niedaleko nich. Szła powoli aż zniknęła za drzwiami toalety.
    Ktoś zakaszlał równocześnie na dwóch końcach korytarza.
    Staruszka wyszła z toalety i stukając swoją laską weszła do sali nie zwracając na nich uwagi.
    Znów zapanowała cisza.
    - Pamiętam – kontynuował Tomek – jak pewnego razu wzięła mnie z drogi, byłem pijany. Jej rodziców nie było w domu, zrobiła mi ciepłej herbaty z miodem dała coś do jedzenia. Byłem tam dopóki nie wytrzeźwiałem całkowicie. Wtedy pierwszy raz z sobą rozmawialiśmy. Ale ja dużo nie mówiłem. Nie powiedziałem nawet dziękuję.
    Ksiądz położył mu rękę na ranieniu – A co dalej? – zapytał.
    - Dalej było bez zmian. Ona próbowała mi pomóc, a ja nie chciałem pomocy. Śmiałem się z niej często, a on nic sobie z tego nie robiła, dalej mi pomagała. W końcu zauważyli to jej rodzice. Zabronili jej się ze mną kontaktować. Przyszli nawet do nas do domu i w obecności wujka i ciotki powiedzieli, że sobie nie życzą żebym się z nią widywał. Wujek był wtedy pijany i ich wyrzucił, a mi wcale nie zależało na widywaniu się z Alicja.
    Zrobił przerwę i rozejrzał się po cichym i pustym korytarzu. Popatrzył na księdza ale on milczał więc Tomek mówił dalej, - Poznała wtedy chłopaka, miał na imię też Tomek. Chyba go namówiła bo on też zaczął mi pomagać. Pomagali mi oboje, bezinteresownie. I wtedy mnie to zastanowiło. Po roku wzięli ślub. Jej rodzice kupili domek, gdzieś na drugim końcu Polski, zostawiając im ten. Byłem wtedy u nich częstym gościem. Zacząłem wtedy rozumieć, że picie, kradzieże, włóczenie się i inne takie rzeczy to nie jest to, że można, że trzeba żyć inaczej! W domu miałem oczywiście zaprzeczenie tego wszystkiego bo wujek staczał się coraz bardziej. Nie było łatwo ale powoli wychodziłem z tego. Chociaż teraz myślę, że może to, że w domu było tak a nie inaczej, było akurat dla mnie „dobre”. Było przestrogą żeby nie skończyć tak jak wujek. Że można żyć tak jak Alicja i jej mąż Tomek.
    Na końcu korytarza otworzyły się drzwi windy i zrobił się mały hałas. Na korytarz weszła kobieta, a za nią mężczyzna.
    - To jej rodzice – rzekł cicho Tomek.
    Gdy ich mijali spojrzeli na Tomka złowrogą miną, w której było też i zaskoczenie „co on tu robi?”
    Jakby na chwilę zwolnili ale przeszli dalej. Weszli do pomieszczenia dla pielęgniarek, a po chwili, z jedną z nich poszli do sali gdzie leżała Alicja.
    - Nadal mnie nie lubią – stwierdził Tomek – to zresztą było widać w ich spojrzeniu,
    - Tak, ale chyba byli też zaskoczeni tym, że cię tu widzą?
    - Na pewno, oni nic nie wiedzą, że Alicja i jej mąż mi pomagali,
    - A co było dalej? – zapytał cicho ksiądz – powiedziałeś na początku, że dużo jej zawdzięczasz, czyli wnioskuję, że wyciągnęła cię z tego całkowicie. A tak a propos, ciągle tu mieszkasz? Nigdy nie widzę cię w kościele.
    - Ksiądz przyszedł do parafii parę dni po ich ślubie. Ja mieszkałem tu jeszcze parę tygodni i wyjechałem. Dostałem pracę niedaleko. Przyjeżdżałem niekiedy na dzień lub dwa – zrobił przerwę – ale gdybym tu mieszkał to i tak nie widziałby mnie ksiądz w kościele. Nie wierzę w Boga. Chociaż...
    - Chociaż...
    - Bo, jakby to powiedzieć, pewno ksiądz pamięta jak dwa lata po ich ślubie, jej mąż zginął w wypadku samochodowym?
    Ksiądz kiwnął głową że pamięta.
    - Ja przez te dwa lata byłem u nich bardzo często, oni mi ciągle pomagali, aż zrobili ze mnie „normalnego człowieka”. Gdy zginął Tomek, a Alicja została sama z rocznym dzieckiem, załamała się. Była szczęśliwa, że ma rodzinę, wszystko poukładane i nagle... Wtedy sobie pomyślałem, że jeżeli Bóg istnieje to dlaczego do tego dopuścił. Prawie rok dochodziła do siebie. Zadzwoniła do mnie dwa miesiące temu i powiedziała żebym przyjechał. Bo ja od czasu wypadku nie byłem u niej. Może powinienem... ale nie wiedziałem co jej powiedzieć, jak się zachować, poza tym jej rodzice wtedy u niej mieszkali.
    - Rozumiem cię doskonale – rzekł ksiądz,
    - No i przyjechałem do niej – opowiadał dalej Tomek – była znowu wesoła, pogodziła się z losem, mówiła, że widocznie tak musiało być, ma dwuletniego synka i dla niego będzie żyła. No a teraz ona miała wypadek samochodowy. Trochę za dużo w moim życiu tych wypadków. Moi rodzice, jej mąż, a teraz ona. I tak sobie pomyślałem, że jak ona z tego wyjdzie, to uwierzę w Boga i nawrócę się!
    Ksiądz pokiwał głową – nie będę ci nic mówił, bo nie przyszedłeś tu po to aby wysłuchiwać moich kazań czy nauk. Ale nie wiem czy dobrze robisz. Może pora zacząć się już teraz modlić, ona tego potrzebuje.
    Siedzieli tak oboje patrząc na pusty korytarz na którym nic się nie działo. W końcu odezwał się ksiądz – Muszę już iść, jak będziesz chciał pogadać to wiesz gdzie mnie szukać?
    - Tak.
    - No trzymaj się – powiedział wstając z krzesła – z Panem Bogiem,
    - Tak… do widzenia i dziękuję.
    Tomek patrzył jak odchodzi korytarzem, aż zniknął w drzwiach prowadzących na schody. Siedział jeszcze trochę i również poszedł.


    Minęły dwa dni. Tomek stał przed drzwiami probostwa. Naciskał właśnie po raz trzeci dzwonek gdy otworzył ksiądz Jan.
    - Szczęść Boże – nie krył zdziwienia ksiądz – coś się stało? Alicja?... czy u niej lepiej?
    - Nie, to nie o to chodzi. U Alicji, jak to określili lekarze jest gorzej, czyli teraz bardzo źle, chociaż ja nie wiem jak może być gorzej dla kogoś kto cztery dni leży nieprzytomny, ale lekarze przecież się na tym znają, jak mówią że jest gorzej, to chyba jest.
    Ksiądz spojrzał na Tomka – więc o co chodzi?
    - O spowiedź. Chcę się wyspowiadać.
    - Wejdź – ksiądz otworzył szerzej drzwi, wpuszczając Tomka do środka – o spowiedź?! – nie krył dużego zdziwienia,
    - Tak. Jestem przygotowany. Porządnie. I jeżeli mógłbym prosić...
    - Oczywiście, tylko co cię skłoniło?
    - To jest jedyna rzecz, która się Alicji nie powiodła. To znaczy ja byłem taki zawzięty. Ona mówiła, że i tak doprowadzi mnie do spowiedzi, prędzej czy później – Tomek zrobił przerwę, wziął głęboki oddech i mówił dalej – jak już mówiłem chciałem się wyspowiadać jak Alicja wyzdrowieje. Ale potem pomyślałem, że trzeba to zrobić teraz, jak najszybciej. Że zamiast kłócić się z Bogiem i stawiać mu warunki, że jak on sprawi by Alicja wyzdrowiała, to ja wtedy itd., należy wyspowiadać i nawrócić się teraz, a może on wtedy pomoże jej wyzdrowieć. Może to właśnie ja mam zrobić pierwszy krok. No i zdecydowałem się i jestem.
    Po dwóch godzinach było już po spowiedzi, a po trzech Tomek siedział w szpitalnym korytarzu.
    Był wieczór, dochodziła 20.00. U Alicji byli jej rodzice, więc Tomek nie chciał się tam pokazywać. Ale nie chciał taż iść do domu jako że z Alicją było już naprawdę źle.
    Poprosił pielęgniarkę czy może się gdzieś tu przespać. Dzisiaj miała dyżur inna pielęgniarka, milsza od poprzedniej. Zgodziła się wskazując mu kozetkę w ich pomieszczeniu.
    Tomek był zmęczony. Przyciemnione światło, spokój i cisza szybko zamknęły mu powieki. Przed zaśnięciem, leżąc, po raz pierwszy od niepamiętnych czasów modlił się. Za Alicję. Na końcu modlitwy dodał: „Boże, może to śmieszne ale ona tyle dla mnie zrobiła, właściwie wszystko. Ona ma dziecko, już i tak dużo wycierpiała, nie wydaje ci się, że to niesprawiedliwe teraz ją zabierać? Przecież ona chce żyć! Pragnie tego, wiem o tym i Ty też wiesz. Więc jeśli koniecznie chcesz kogoś zabrać, zabierz mnie, niech ona żyje. Wiem że to brzmi głupio, śmiesznie, ale niech ona żyje!”.
    Zasnął.

    Rano siostra wbiegła do pomieszczenia gdzie siedział lekarz.
    - Doktorze, szybko na salę nr 15. Pacjentka po czterech dniach odzyskała przytomność.
    Lekarz z pielęgniarką wbiegli do sali. Alicja leżała z otwartymi oczami. Po zrobieniu podstawowych badań lekarz stwierdził poprawę.
    - Jej stan zdrowia szybko i nagle się polepszył – rzekł do rodziców, którzy przez cały czas byli przy niej – powiem, że jej życiu nie zagraża już nic.

    Siostra weszła do swego pokoju powiedzieć Tomkowi, że Alicja odzyskała przytomność ale stwierdziwszy, że chłopak śpi, nie chciała go budzić.
    Kończyła właśnie dyżur i powiedziała następnej pielęgniarce kim jest Tomek, co tu robi i żeby powiedzieć mu wszystko o Alicji, gdy się obudzi.
    Zbliżała się 10.00, a Tomek ciągle się nie budził. Pielęgniarka podeszła do niego i lekko szarpnęła za ramię chcąc go obudzić. Po drugim i trzecim szarpnięciu stwierdziła, że jego ciało jest chłodne, nawet trochę zimne. Sprawdziła puls.
    Wybiegła szybko z pokoju i pobiegła po lekarza.
    - Panie doktorze, proszę szybko ze mną. Wydaje mi się, że... że ten chłopak co u nas spał... że on.... że on.... tak mi się wydaje... to znaczy jestem pewna.... że on nie żyje!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz