30 maja 2015



O MIŁOŚCI

            Mędrzec stał na delikatnym wzniesieniu, za plecami miał mały las. Jeden z nielicznych jakie zostały na tej planecie. Po swojej prawej ręce miał grupę dostojników, ludzi prawych, uczciwych (oni sami tak o sobie mówili). Po lewej, młodego człowieka.
            - Co was do mnie sprowadza? – rzekł Mędrzec – przecież macie Wielkie Sądy w Metropoliach. Dlaczego mnie niepokoicie? Dlaczego prosicie o pomoc?
            - Wybacz nam – rzekł Manu – który mówił w imieniu ludzi stojących po prawej ale sądy nie rozstrzygają w takich sprawach. Chcemy, żebyś wyjaśnił temu młodemu człowiekowi, jak wielki zawód robi swoją decyzją. Jakie zamieszanie w naszym poukładanym świecie, jakie zgorszenie na prawych obywatelach.
            - A co się stało dobry człowieku?
            - Ten oto młody człowiek Sao  jest najmłodszym synem piątej żony mojego brata i… zakochał się w dziewczynie, która jest przeznaczona jako kapłanka do naszej świątyni Porządku i Prawa.
            Mędrzec popatrzył chwilę w milczeniu na chłopca, który cały czas miał spuszczoną głowę, a w jego postawie był strach i niepewność.
            - Czyli zakochał się! – rzekł radośnie Mędrzec.
            - Ale… - zdziwił się Manu.
            - Co ale? Czy zakochał się w kapłance, która już złożyła śluby? Czy zakochał się w czyjejś żonie, w kobiecie, która należy do innego?
            - Nie, nie – rzekł zdziwiony Manu – ale… nie można zakochać się w  kobiecie, która jest już przeznaczona do posługi w Świątyni, tak jak nie można zakochać się w kobiecie, którą odprawił mąż, bo według prawa, ona musi żyć sama. My wszyscy – wskazał ręką na mężczyzn zebranych za nim – zakochaliśmy się w wolnych kobietach i prowadzimy prawe życie.
            - Chcesz rozkazywać miłości? – zapytał Mędrzec - rozkazywać miłości w jakiej kobiecie czy mężczyźnie można się zakochać?
            - Takie jest prawo, takie są zasady – odparł dumnie Manu.
            - Przecież kobieta która jeszcze nie jest kapłanką czy taka, którą odprawił mąż, jest wolną kobietą.
            - Nie według naszego prawa i zasad.
            - Spróbuję inaczej – rzekł Mędrzec – słyszałem, że pomagasz ludziom pijącym nadmiernie alkohol.
            - Tak, to prawda – odparł dumnie Manu
            - To powiedz mi przyjacielu, dlaczego Najwyższa Kapituła wydaje dużo pieniędzy by im pomóc wyjść z nałogu? Dlaczego nie powiesz takiemu człowiekowi "Przestań pić", a on przestanie?
            - Nie rozumiem Mistrzu, przecież alkoholizm to choroba, tak się nie da.
            - A myślisz, że miłość czym jest! – krzyknął Mędrzec – to jedna z gorszych chorób. Jej leczenie powinno być refundowane w waszych Domach Zdrowia. Ktoś powinien wymyślić szczepionkę przeciw miłości. I powinni ją podawać już małym dzieciom, żeby każdy człowiek był na nią uodporniony. I powiem ci jeszcze przyjacielu, że prędzej alkoholik przestanie pić gdy mu powiesz "Przestań pić", niż zakochany odkocha się, gdy mu powiesz "W tej nie możesz się zakochać"!
            Manu i reszta mężczyzn stali zbici z tropu, zdziwieni. Sao podniósł głowę. Widać było, że zaczyna powoli rozumieć wypowiedziane przez Mistrza słowa.
            - Chyba że – kontynuował Mistrz zwracając się do Sao – zostawisz wszystkie zasady, prawa, dobre zwyczaje i… popłyniesz. Popłyniesz jak pstrąg w srebrzystych wodach dawnej planety Ziemia, poszybujesz jak orzeł w czystym powietrzu dawnej planety Ziemia. I będziecie tak płynąć czy frunąć we dwoje, aż do końca dni jednego z was. Nie zważając na zewnętrzny świat i ludzi. I jeżeli po śmierci jednego z was, drugie zapłacze, pierwszy raz w życiu, to wtedy możesz sobie powiedzieć, że miałeś szczęśliwe życie.
            Twarz Sao była już rozpromieniona. Oczy błyszczały radością. Zdawało się, że w każdej chwili może poderwać się do lotu. I lecieć…
            - A wam – rzekł do mężczyzn, którzy już zaczęli szemrać między sobą i którzy byli bardzo zdziwieni wypowiedzią Mędrca – pozwólcie, że zadam pytanie. Kiedyś na dawnej planecie Ziemia, była taka piosenka, w której były słowa: " Jak byśmy byli szczęśliwi, gdybym nie kochał cię wcale". Wielu ziemian nie rozumiało tych słów. A wy rozumiecie?
            Mężczyźni zaczęli szeptać i kiwać przecząco głowami. W końcu Manu rzekł – Nie rozumiemy Mistrzu. Wydają się one nam niedorzeczne.
            Mistrz uśmiechnął się i rzekł – Życzę wam, byście nigdy nie zrozumieli tych słów, bo to znaczy, że jesteście szczęśliwi. A teraz rozejdźcie się i dajcie mi odpocząć.
            Mężczyźni niechętnie, źli na to co usłyszeli, ale z szacunku dla Mędrca, rozeszli się. Mistrz chciał jeszcze coś powiedzieć Sao, ale zobaczył tylko jak on szybko oddala się jedną z ulic.
            Uśmiechnął się do siebie. Spojrzał na wielkie czerwone słońce, które właśnie zachodziło za wielką Metropolią. Metropolią zbudowaną symetrycznie, dokładnie rozplanowaną, rozpisaną i rozrysowaną do najmniejszej uliczki. Metropolią ze szkła i stali, gdzie wszystko miało swoje miejsce, było opisane i skatalogowane. I pomyślał "Co wy zrobiliście z tą planetą".
            - Chodź, pójdziemy odpocząć – rzekł do swojego ucznia
            - Mistrzu, a co stało się z tą planetą, którą nazwałeś Ziemią?
            - Uderzył w nią wielki meteoryt i przestała istnieć. Ale życie skończyło się na niej dużo, dużo wcześniej.
            - A co się stało Mistrzu?
            - Ludzie, którzy na niej mieszkali chcieli ubrać miłość w zasady i prawa, zwyczaje i nakazy. Rozpisali w kim można się zakochać, a w kim nie… i unicestwili się sami.
            - A czy to samo nie dzieje się w tej chwili na naszej planecie?
            - Tak, dzieje się.
            - Czyli – chciał wiedzieć uczeń – nasza cywilizacja tez zginie?
            - Tak, prędzej czy później to nastąpi.
            - I nie ma żadnej nadziei?
            Mistrz spojrzał w kierunku gdzie odszedł Sao
            - Zawsze jest jakaś nadzieja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz