24 lipca 2015



Krótkie opowiadanie o samotności V: Wypadek na przejściu dla pieszych

            Deszcz padał od pięciu godzin. Emil spojrzał na zegarek, dochodziła 17. Mimo, że był koniec lipca zrobiło się prawie ciemno. Wszystko przez stalowe chmury, które całkowicie zasłoniły letnie niebo. Stanął przed księgarnią, tutaj umówił się z  Agatą. Obserwował ludzi idących z kolorowymi parasolami. Chyba najwięcej było czarnych i granatowych. Byłe też w kratkę, z owocami, niektóre miały firmowe napisy. Najbardziej podobał mu się w niebieskie kwiatki, który niosła pewna dziewczyna. Parasole przeciskały się między sobą, uderzały o siebie, o nisko zwisające, nieprzycięte gałęzie drzew. Czasami parasol wędrował w górę, by po chwili wrócić do swojego poziomu. Nie było nikogo bez parasola. Na ulicy było coraz więcej wody, która nie nadążała spływać do kanalizacji. Samochody, mimo że jechały bardzo powoli, delikatnie ochlapywały przechodniów idących najbliżej ulicy.
            Zauważył Agatę po drugiej stronie ulicy. Miała białą letnią sukienkę w wielkie czerwone maki. Mimo deszczu było duszno i ciepło. W ręce trzymała mały czerwony parasol. Pomachała do Emila. Czekała razem z innymi, żeby przejść przez ulicę. Dwa pasy ulicy w jedną stronę i dwa pasy ulicy w drugą stronę. W środku była wysepka. Na tym przejściu dla pieszych nie było sygnalizacji świetlnej. W końcu samochody się zatrzymały i ludzie ruszyli. Emil widział Agatę tylko na początku, potem zasłonili ją ludzie, idący w drugą stronę. Widział tylko czerwony parasol, który już prawie był na wysepce na środku ulicy. Usłyszał też gwałtowne hamowanie, uderzenie i… czerwony parasol zniknął mu z pola widzenia.
            Samochody zatrzymały się. Ludzie też i rozstąpili się trochę na boki. Emil zauważył, że czerwony parasol, ciągle otwarty, leży cztery-pięć metrów obok pasów. Poczuł jak jego parasol wysuwa mu się z ręki, a krople deszczu gwałtownie uderzają w jego głowę.
            Czerwony samochód uderzył Agatę w lewe udo. Parasol poszybował nad samochodem i wylądował za nim przy krawężniku. Agata uderzyła głową w przednia szybę, na której od razu powstała drobna siatka pęknięć. Na szybie pojawiła się mała czerwona smuga krwi momentalnie rozmyta przez deszcz. Agata zsunęła się po masce samochodu i spadła uderzając głową o mokry asfalt na wysokości przedniego prawego koła. Z rozcięcia na zewnętrznej stronie lewego uda sączyła się krew. Agata straciła przytomność w momencie uderzenia głową o szybę. Nie czuła bólu.
            Z auta wytoczył się pijany facet i zaczął oglądać przednią szybę. Potem spojrzał na leżącą dziewczynę i rzekł do siebie „mam immunitet”. Powtórzył to jeszcze raz trochę głośniej i wsiadł do samochodu, wyjął telefon komórkowy i usiłował gdzieś zadzwonić ale sprawiało mu to trudność.
            Emil obserwował to wszystko stojąc w miejscu. Zdawało mu się, że deszcz na chwilę przestał padać. Krople deszczu zostały zatrzymane miedzy ziemią a chmurami, jak za sprawą naciśnięcia pauzy na pilocie do DVD. Widział tylko wolno poruszających się ludzi. Potem wydawało mu się, że to ludzie stanęli w miejscu, jakby nagle ktoś rzucił na nich czar, a deszcz padał swoim niezmiennym rytmem.
            Emil dotarł do miejsca wypadku. Czuł się tak, jakby przedzierał się przez jakąś gęstą, lepką ciecz. Każdy krok sprawiał mu trudność, oddech stawał się cięższy. Spojrzał na leżącą, nieprzytomną Agatę. Krople deszczu uderzały o jej ciało i sukienkę, która była już całkowicie przyklejona do jej ciała. Na ulicy było już dużo wody. Widział nieprzytomną Agatę leżącą w wodzie i nie wiedział co powiedzieć, co zrobić.
            Ktoś obok oznajmił, że zadzwonił po pogotowie i policję, że zaraz tu będą. Deszcz zaczął padać jeszcze mocniej. Emil pomyślał, że dłoń Agaty musi leżeć w dziurze w ulicy, bo wcale nie było widać końca palców. Były przykryte przez wodę. Stał i patrzył na Agatę dopóki nie usłyszał syreny pogotowia, a po niej syreny policyjnej. Podniósł głowę i zobaczył, że prawie nikogo już nie ma. „Wszyscy sobie pooglądali i poszli. Nikt nie chce być świadkiem” - pomyślał. Zostały tylko dwie starsze panie, które tkwiły tu pewno z ciekawości jak się to wszystko zakończy i mężczyzna, który zadzwonił pod numer alarmowy. Trochę dalej stała jeszcze wystraszona para małolatów.
            Policjanci od razu zaczęli kierować ruchem, bo zrobił się dość duży korek. Rozmawiali z mężczyzną który zadzwonił pod numer alarmowy.
            Agata odzyskała na chwilę przytomność i otworzyła oczy ale chyba nie wiedziała gdzie się znajduje. Jej nieobecny wzrok błądził wokół, aż na chwilę spotkał się z wystraszonym wzrokiem Emila. Ale wtedy na linii ich wzroku stanął ratownik pogotowia i pochylił się nad Agata.
            - Który dzisiaj mamy dzień? - Agata patrzyła na niego i nie odpowiedziała.
            - Jaka mamy datę? - spytał ponownie. Cisza.
            - Jak się pani nazywa? - dalej nic.
            - Nosze, szybko - zwrócił się do pozostałych osób z karetki.
            Agata znowu straciła przytomność. Po chwili była już na noszach. Emil chciał krzyknąć, żeby uważali bo może mieć uszkodzony kręgosłup, ale pomyślał, że oni przecież to wiedzą lepiej niż on. Ratownicza podniosła sukienkę Agaty, która w tym miejscu była czerwona od krwi. Tylko tam nie zdążył jej rozmyć deszcz. Założyła cos na jej udzie. „Chyba jakaś opaska uciskowa” - Emil nie wiedział czy powiedział to głośno, czy tylko pomyślał. Coraz bardziej czuł jak gubi grunt pod nogami.
            Policja prowadziła mężczyznę, który potrącił Agatę. Wydawał się już prawie trzeźwy. Gdy przechodził koło Emila odezwała się do niego
            - To pana dziewczyna? Przepraszam… bardzo przepraszam… ale… mam immunitet. - Emil przechylił głowę jak kura na podwórku i patrzył na niego. Nie rozumiał co do niego mówi. Policja doprowadziła go do radiowozu.
            Z odrętwienia wyrwał Emila krzyk Agaty. Właśnie wkładali nosze do pogotowia gdy podniosła głowę krzyknęła „boli” i zaczęła się dławić. Wsunęli nosze do końca i jeden z ratowników pochylił się nad Agatą ale Emil już nic nie widział, bo zamknęli drzwi karetki.
            Emil podbiegł do jednego z ratowników i zapytał czy może jechać z nimi do szpitala. Chciał mu powiedzieć, że to jego dziewczyna, że właśnie na niż czekał, że mieli się spotkać…
            - Nie, to wbrew przepisom - rzekł krótko ratownik - proszę przyjechać do szpitala miejskiego, tam się pan wszystkiego dowie, jeżeli jest pan rodziną oczywiście.
            Pojechali. Po chwili pojechała też policja. Ruch wrócił do normy, po wypadku nie było śladu. Nikt z policji nie zapytał go czy widział wypadek, czy jest kimś z rodziny albo po prostu kim jest? Nic. Może to i dobrze…
            Stał na wysepce i patrzył na samochody. Zauważył obok zwinięty czerwony parasol. Ktoś musiał go tam położyć. Podniósł go. Rozłożył i złożył. Nie wiedział czemu to zrobił. Parasol nie był w ogóle uszkodzony.
            Musiał wyglądać bardzo głupio, gdy tak stał w ulewie, przemoczony do szpiku kości w ręce trzymając złożony parasol. Gdy zatrzymały się samochody, Emil wrócił pod księgarnię. Odwrócił się w stronę ulicy i patrzył na drugi koniec przejścia dla pieszych, gdzie jeszcze całkiem niedawno machała do niego Agata. Teraz stali tam inni ludzie. Czekali aż samochody się zatrzymają, przechodzili przez pasy, samochody ruszały, inni ludzie czekali przed przejściem dla pieszych… i tak w kółko. Ci ludzie nawet nie wiedzieli, że był tu wypadek. Wracali z pracy, z zakupów, z restauracji, weseli, smutni, samotni, parami. Nie wiedzieli kim jest Agata…
            Rozejrzał się za swoim porzuconym parasolem. Nigdzie go nie było. Ktoś go musiał w międzyczasie ukraść. Co za ludzie. Przypomniał sobie słowa pielęgniarza „Proszę jechać do szpitala miejskiego”. Gdzie jest szpital? Musiał sobie przypomnieć gdzie on jest, mimo że codziennie przechodził obok niego do idąc do pracy. „Ale jak mam przyjechać jak nie mam samochodu?” - Emil zaczął panikować. Obliczył ile zajmie mu dotarcie z tego miejsca do szpitala pieszo. Wyszło mu 20 minut spacerem. Zaczął biec ściskając w ręce zwinięty czerwony parasol.
            Bieg zajął mu niecałe 10 minut. Gdy dobiegał do szpitala był kompletnie przemoczony. W butach czuł już od dawna wodę. Łzy mieszały się z deszczem, więc nikt nie zauważył, że płacze. Ale gdy dobiegał do szpitala zaczął głośno łkać. Kilka osób odwróciło się gdy ich mijał.  W jego głowie pojawiały się same czarne myśli. W pewnej chwili chciał się nawet zatrzymać i usiąść na środku ulicy, nie miał już siły. Ale dobiegł, dotarł do szpitala. Wykończony i mokry wpadł do holu gdzie znajdowała się recepcja. Woda z ubrania dosłownie lała się na podłogę. Tam gdzie stanął od razu zrobiła się kałuża wody.
            Pierwszą rzeczą, którą zauważył, byli dwaj policjanci, ci sami, którzy byli na miejscu wypadku. „Przecież mogli mnie zabrać” - powiedział prawie na głos. Ale od razu też pomyślał, że przecież oni nie wiedzieli. Poczuł się bezradny. Nie wiedział co ma zrobić.
            W tym momencie otworzyły się drzwi i wypadli z nich pielęgniarze pchający łóżko z przypiętą kroplówką, na którym leżała Agata.
            - Zawołaj doktor Ewę - krzyknął jeden z nich do rejestratorki - przyda się więcej lekarzy przy operacji, jest z nią naprawdę źle.
            Agata cały czas jęczała i rzucała się na łóżku. W pewnej chwili zauważyła Emila, wyciągnęła w jego kierunku rękę i pewno chciała krzyknąć ale tylko szepnęła - Emil… boli… - Emil nie poruszył się nie wiedział co robić.
            - Dostała bardzo silne środki przeciwbólowe, ale nie pomagają - powiedział jeden z pielęgniarzy jakby na usprawiedliwienie słów Agat.
            Po chwili ręka Agaty opadła. Zamilkła. Emil w końcu pobiegł za pielęgniarzami. Wszędzie zostawiał mokre ślady i z każdym krokiem było słychać chlupnięcie wody. Biegli z łóżkiem przez wąskie szpitalne korytarze. Emil biegł za nimi. Przed wejściem na oddział Agata zaczęła wymiotować krwią. Krew spływała jej po policzkach i po brodzie. Jeden z pielęgniarzy podniósł jej głowę. Przybiegła pielęgniarka.
            - Idź pan stąd - wrzasnął jeden z pielęgniarzy - nie widzi pan, że ona umiera! Ratujemy jej życie, a pan przeszkadza. Idź pan stąd!
            Operacja głowy trwała trzy godziny. Emil słyszał jak lekarz mówi rodzinie co robili ale nie rozumiał z tego nic. Miał tylko w głowie słowa „Ona umiera”, których też nie rozumiał. Nie rozumiał tych słów o 22.10 gdy Agata zmarła i odłączono ją od aparatury. Nie rozumiał tych słów w dniu pogrzebu ani przez kolejne dni po wypadku. Codziennie patrzył na czerwony parasol, który zabrał ze sobą i  którego nikomu nie oddał i starał się zrozumieć słowa „Ona umiera”, ale nigdy ich  nie zrozumiał.


2 komentarze:

  1. Bardzo dramatyczne. Motyw parasola wywiera duże wrażenie, jest kondensacją emocji. Gratuluję!
    Iwona

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję Iwono. Wydawało mi się że opowiadanie nr V jest najsłabsze. A tu już kilka pozytywnych komentarzy do mnie dotarło :)

    OdpowiedzUsuń