Krótkie opowiadanie o
samotności V: Wypadek na przejściu dla pieszych
Deszcz padał od pięciu godzin. Emil spojrzał na zegarek,
dochodziła 17. Mimo, że był koniec lipca zrobiło się prawie ciemno. Wszystko
przez stalowe chmury, które całkowicie zasłoniły letnie niebo. Stanął przed
księgarnią, tutaj umówił się z Agatą.
Obserwował ludzi idących z kolorowymi parasolami. Chyba najwięcej było czarnych
i granatowych. Byłe też w kratkę, z owocami, niektóre miały firmowe napisy.
Najbardziej podobał mu się w niebieskie kwiatki, który niosła pewna dziewczyna.
Parasole przeciskały się między sobą, uderzały o siebie, o nisko zwisające,
nieprzycięte gałęzie drzew. Czasami parasol wędrował w górę, by po chwili
wrócić do swojego poziomu. Nie było nikogo bez parasola. Na ulicy było coraz
więcej wody, która nie nadążała spływać do kanalizacji. Samochody, mimo że
jechały bardzo powoli, delikatnie ochlapywały przechodniów idących najbliżej
ulicy.
Zauważył Agatę po drugiej stronie ulicy. Miała białą
letnią sukienkę w wielkie czerwone maki. Mimo deszczu było duszno i ciepło. W
ręce trzymała mały czerwony parasol. Pomachała do Emila. Czekała razem z
innymi, żeby przejść przez ulicę. Dwa pasy ulicy w jedną stronę i dwa pasy
ulicy w drugą stronę. W środku była wysepka. Na tym przejściu dla pieszych nie
było sygnalizacji świetlnej. W końcu samochody się zatrzymały i ludzie ruszyli.
Emil widział Agatę tylko na początku, potem zasłonili ją ludzie, idący w drugą
stronę. Widział tylko czerwony parasol, który już prawie był na wysepce na
środku ulicy. Usłyszał też gwałtowne hamowanie, uderzenie i… czerwony parasol
zniknął mu z pola widzenia.
Samochody zatrzymały się. Ludzie też i rozstąpili się
trochę na boki. Emil zauważył, że czerwony parasol, ciągle otwarty, leży
cztery-pięć metrów obok pasów. Poczuł jak jego parasol wysuwa mu się z ręki, a
krople deszczu gwałtownie uderzają w jego głowę.
Czerwony samochód uderzył Agatę w lewe udo. Parasol
poszybował nad samochodem i wylądował za nim przy krawężniku. Agata uderzyła
głową w przednia szybę, na której od razu powstała drobna siatka pęknięć. Na
szybie pojawiła się mała czerwona smuga krwi momentalnie rozmyta przez deszcz.
Agata zsunęła się po masce samochodu i spadła uderzając głową o mokry asfalt na
wysokości przedniego prawego koła. Z rozcięcia na zewnętrznej stronie lewego
uda sączyła się krew. Agata straciła przytomność w momencie uderzenia głową o
szybę. Nie czuła bólu.
Z auta wytoczył się pijany facet i zaczął oglądać
przednią szybę. Potem spojrzał na leżącą dziewczynę i rzekł do siebie „mam
immunitet”. Powtórzył to jeszcze raz trochę głośniej i wsiadł do samochodu,
wyjął telefon komórkowy i usiłował gdzieś zadzwonić ale sprawiało mu to
trudność.
Emil obserwował to wszystko stojąc w miejscu. Zdawało mu
się, że deszcz na chwilę przestał padać. Krople deszczu zostały zatrzymane
miedzy ziemią a chmurami, jak za sprawą naciśnięcia pauzy na pilocie do DVD.
Widział tylko wolno poruszających się ludzi. Potem wydawało mu się, że to
ludzie stanęli w miejscu, jakby nagle ktoś rzucił na nich czar, a deszcz padał
swoim niezmiennym rytmem.
Emil dotarł do miejsca wypadku. Czuł się tak, jakby
przedzierał się przez jakąś gęstą, lepką ciecz. Każdy krok sprawiał mu
trudność, oddech stawał się cięższy. Spojrzał na leżącą, nieprzytomną Agatę.
Krople deszczu uderzały o jej ciało i sukienkę, która była już całkowicie
przyklejona do jej ciała. Na ulicy było już dużo wody. Widział nieprzytomną
Agatę leżącą w wodzie i nie wiedział co powiedzieć, co zrobić.
Ktoś obok oznajmił, że zadzwonił po pogotowie i policję,
że zaraz tu będą. Deszcz zaczął padać jeszcze mocniej. Emil pomyślał, że dłoń
Agaty musi leżeć w dziurze w ulicy, bo wcale nie było widać końca palców. Były
przykryte przez wodę. Stał i patrzył na Agatę dopóki nie usłyszał syreny
pogotowia, a po niej syreny policyjnej. Podniósł głowę i zobaczył, że prawie
nikogo już nie ma. „Wszyscy sobie pooglądali i poszli. Nikt nie chce być
świadkiem” - pomyślał. Zostały tylko dwie starsze panie, które tkwiły tu pewno
z ciekawości jak się to wszystko zakończy i mężczyzna, który zadzwonił pod
numer alarmowy. Trochę dalej stała jeszcze wystraszona para małolatów.
Policjanci od razu zaczęli kierować ruchem, bo zrobił się
dość duży korek. Rozmawiali z mężczyzną który zadzwonił pod numer alarmowy.
Agata odzyskała na chwilę przytomność i otworzyła oczy
ale chyba nie wiedziała gdzie się znajduje. Jej nieobecny wzrok błądził wokół,
aż na chwilę spotkał się z wystraszonym wzrokiem Emila. Ale wtedy na linii ich
wzroku stanął ratownik pogotowia i pochylił się nad Agata.
- Który dzisiaj mamy dzień? - Agata patrzyła na niego i
nie odpowiedziała.
- Jaka mamy datę? -
spytał ponownie. Cisza.
- Jak się pani nazywa? - dalej nic.
- Nosze, szybko - zwrócił się do pozostałych osób z
karetki.
Agata znowu straciła przytomność. Po chwili była już na
noszach. Emil chciał krzyknąć, żeby uważali bo może mieć uszkodzony kręgosłup,
ale pomyślał, że oni przecież to wiedzą lepiej niż on. Ratownicza podniosła
sukienkę Agaty, która w tym miejscu była czerwona od krwi. Tylko tam nie zdążył
jej rozmyć deszcz. Założyła cos na jej udzie. „Chyba jakaś opaska uciskowa” -
Emil nie wiedział czy powiedział to głośno, czy tylko pomyślał. Coraz bardziej
czuł jak gubi grunt pod nogami.
Policja prowadziła mężczyznę, który potrącił Agatę.
Wydawał się już prawie trzeźwy. Gdy przechodził koło Emila odezwała się do
niego
- To pana dziewczyna? Przepraszam… bardzo przepraszam… ale…
mam immunitet. - Emil przechylił głowę jak kura na podwórku i patrzył na niego.
Nie rozumiał co do niego mówi. Policja doprowadziła go do radiowozu.
Z odrętwienia wyrwał Emila krzyk Agaty. Właśnie wkładali
nosze do pogotowia gdy podniosła głowę krzyknęła „boli” i zaczęła się dławić.
Wsunęli nosze do końca i jeden z ratowników pochylił się nad Agatą ale Emil już
nic nie widział, bo zamknęli drzwi karetki.
Emil podbiegł do jednego z ratowników i zapytał czy może
jechać z nimi do szpitala. Chciał mu powiedzieć, że to jego dziewczyna, że
właśnie na niż czekał, że mieli się spotkać…
- Nie, to wbrew przepisom - rzekł krótko ratownik -
proszę przyjechać do szpitala miejskiego, tam się pan wszystkiego dowie, jeżeli
jest pan rodziną oczywiście.
Pojechali. Po chwili pojechała też policja. Ruch wrócił
do normy, po wypadku nie było śladu. Nikt z policji nie zapytał go czy widział
wypadek, czy jest kimś z rodziny albo po prostu kim jest? Nic. Może to i
dobrze…
Stał
na wysepce i patrzył na samochody. Zauważył obok zwinięty czerwony parasol.
Ktoś musiał go tam położyć. Podniósł go. Rozłożył i złożył. Nie wiedział czemu
to zrobił. Parasol nie był w ogóle uszkodzony.
Musiał wyglądać bardzo głupio, gdy tak stał w ulewie,
przemoczony do szpiku kości w ręce trzymając złożony parasol. Gdy zatrzymały
się samochody, Emil wrócił pod księgarnię. Odwrócił się w stronę ulicy i
patrzył na drugi koniec przejścia dla pieszych, gdzie jeszcze całkiem niedawno
machała do niego Agata. Teraz stali tam inni ludzie. Czekali aż samochody się
zatrzymają, przechodzili przez pasy, samochody ruszały, inni ludzie czekali
przed przejściem dla pieszych… i tak w kółko. Ci ludzie nawet nie wiedzieli, że
był tu wypadek. Wracali z pracy, z zakupów, z restauracji, weseli, smutni,
samotni, parami. Nie wiedzieli kim jest Agata…
Rozejrzał się za swoim porzuconym parasolem. Nigdzie go
nie było. Ktoś go musiał w międzyczasie ukraść. Co za ludzie. Przypomniał sobie
słowa pielęgniarza „Proszę jechać do szpitala miejskiego”. Gdzie jest szpital? Musiał
sobie przypomnieć gdzie on jest, mimo że codziennie przechodził obok niego do
idąc do pracy. „Ale jak mam przyjechać jak nie mam samochodu?” - Emil zaczął
panikować. Obliczył ile zajmie mu dotarcie z tego miejsca do szpitala pieszo.
Wyszło mu 20 minut spacerem. Zaczął biec ściskając w ręce zwinięty czerwony
parasol.
Bieg zajął mu niecałe 10 minut. Gdy dobiegał do szpitala
był kompletnie przemoczony. W butach czuł już od dawna wodę. Łzy mieszały się z
deszczem, więc nikt nie zauważył, że płacze. Ale gdy dobiegał do szpitala
zaczął głośno łkać. Kilka osób odwróciło się gdy ich mijał. W jego głowie pojawiały się same czarne myśli.
W pewnej chwili chciał się nawet zatrzymać i usiąść na środku ulicy, nie miał
już siły. Ale dobiegł, dotarł do szpitala. Wykończony i mokry wpadł do holu
gdzie znajdowała się recepcja. Woda z ubrania dosłownie lała się na podłogę.
Tam gdzie stanął od razu zrobiła się kałuża wody.
Pierwszą rzeczą, którą zauważył, byli dwaj policjanci, ci
sami, którzy byli na miejscu wypadku. „Przecież mogli mnie zabrać” - powiedział
prawie na głos. Ale od razu też pomyślał, że przecież oni nie wiedzieli. Poczuł
się bezradny. Nie wiedział co ma zrobić.
W tym momencie otworzyły się drzwi i wypadli z nich
pielęgniarze pchający łóżko z przypiętą kroplówką, na którym leżała Agata.
- Zawołaj doktor Ewę - krzyknął jeden z nich do
rejestratorki - przyda się więcej lekarzy przy operacji, jest z nią naprawdę
źle.
Agata cały czas jęczała i rzucała się na łóżku. W pewnej
chwili zauważyła Emila, wyciągnęła w jego kierunku rękę i pewno chciała
krzyknąć ale tylko szepnęła - Emil… boli… - Emil nie poruszył się nie wiedział
co robić.
- Dostała bardzo silne środki przeciwbólowe, ale nie
pomagają - powiedział jeden z pielęgniarzy jakby na usprawiedliwienie słów
Agat.
Po chwili ręka Agaty opadła. Zamilkła. Emil w końcu
pobiegł za pielęgniarzami. Wszędzie zostawiał mokre ślady i z każdym krokiem
było słychać chlupnięcie wody. Biegli z łóżkiem przez wąskie szpitalne
korytarze. Emil biegł za nimi. Przed wejściem na oddział Agata zaczęła
wymiotować krwią. Krew spływała jej po policzkach i po brodzie. Jeden z
pielęgniarzy podniósł jej głowę. Przybiegła pielęgniarka.
- Idź pan stąd - wrzasnął jeden z pielęgniarzy - nie
widzi pan, że ona umiera! Ratujemy jej życie, a pan przeszkadza. Idź pan stąd!
Operacja głowy trwała trzy godziny. Emil słyszał jak
lekarz mówi rodzinie co robili ale nie rozumiał z tego nic. Miał tylko w głowie
słowa „Ona umiera”, których też nie rozumiał. Nie rozumiał tych słów o 22.10
gdy Agata zmarła i odłączono ją od aparatury. Nie rozumiał tych słów w dniu
pogrzebu ani przez kolejne dni po wypadku. Codziennie patrzył na czerwony
parasol, który zabrał ze sobą i którego
nikomu nie oddał i starał się zrozumieć słowa „Ona umiera”, ale nigdy ich nie zrozumiał.
Bardzo dramatyczne. Motyw parasola wywiera duże wrażenie, jest kondensacją emocji. Gratuluję!
OdpowiedzUsuńIwona
Dziękuję Iwono. Wydawało mi się że opowiadanie nr V jest najsłabsze. A tu już kilka pozytywnych komentarzy do mnie dotarło :)
OdpowiedzUsuń